Dantejski Trump
Od dawna wiecie, że nic co dantejskie nie jest mi obce, zatem biorę na warsztat wydarzenia w USA. Co zrobił Donald Trump? Pogrzebał się politycznie? Powiem tak - to co, zrobił, nie było samobójstwem politycznym, ani spontaniczną akcją; to przemyślana i inteligentna zagrywka. Czego świadkami jesteśmy? Trump, świadomy, że i tak odejdzie na kilka lat w niebyt, dokonuje niebywałej rzeczy: wzywa swoich zwolenników z całego obszaru Ameryki, by przybyli do stanu Waszyngton i siłą przejęli władzę. Oczywiste było, że ta karkołomna akcja skazana była z góry na porażkę, jednak - jak za chwilę pokażę - owa zaplanowana została wręcz podręcznikowo, a jej mottem mogłoby być dosłownie rozumiane: “dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą!”.
Podstawowa różnica jest jednak, że o ile w westernach jeden często daje radę i wygrywa, po czym po dwóch godzinach mamy koniec filmu, tymczasem polityka to nie film i trzeba umieć wygrywać non stop przez 4 lata, podejmować tysiące decyzji, pośród których zdarzają się dziesiątki pomyłek i wpadek. Na domiar złego wszyscy się na Ciebie gapią i komentują, a z każdej wpadki trzeba wyjść z twarzą. Czasem, aby wygrać trzeba skłamać lub nie przyznać się do błędu, a i takie momenty nierzadko miewał Trump. W tym momencie niestety budzi się antyczna ‘hybris’, która nieuchronnie ściąga człowieka ku upadkowi. „Hybris” to pycha, buta. Podstawowe znaczenie tego słowa wywodzi się ze starożytnej Grecji, gdzie określano nim pewną sytuację. Akt hybris miał miejsce wówczas, gdy człowiek posiadający władzę, wyniosły, dumny i zbyt pewny siebie odnosił się do innych z pogardą i traktował ich w sposób arogancki, czerpiąc z takiego zachowania przyjemność. W antycznej Grecji postępowanie takie uznawano za godne potępienia. W słynnym ustępie z „Fajdrosa” Platona predyspozycje do hybris definiowane są następująco: „pierwiastek pragnienia, które bezmyślnie ciągnie nas do rozkoszy i opanowuje, to właśnie ‘buta’. Ego przerośnięte do rozmiarów Goliata coraz częściej ignoruje drobne głosy, które mu mówią, że jest tylko człowiekiem, a los ludzki bywa przewrotny… W tym momencie do walki z tymże Goliatem stanął najpierw mały wirus z Chin, w którego sam Trump początkowo się wyśmiewał. Potem - ku większemu upokorzeniu - do walki przystąpił “staruszek po przejściach”, który wespół z chińską zarazą wygrali wybory i zdjęli Trumpa z urzędu.
Trump nie mógł się jednak w tej walce dać tak po prostu "zabić" politycznie. Przegrać po dżentelmeńsku, to tak, jakby dać się zastrzelić w toalecie, to zbyt frajerskie jak na kowboja. Zatem uczynił coś dokładnie w swoim stylu - powalczył do końca. Postanowił w swoim, kończącym wielką arię, "łabędzim w śpiewie" zmobilizować - wciąż jeszcze licznych - zwolenników i sprowadzić do stolicy. Operację tę bez najmniejszych skrupułów zrealizował. Czy to jednak oby mu nie zaszkodziło? Przecież po tej akcji stracił nawet kilku zwolenników wśród senatorów.
Nic bardziej mylnego - w tej rozgrywce tylko Trump się liczy, reszta to pionki, które dają się przeciągać to tu, to tu. Trump w sposób brutalny i bezwzględny udowodnił tezę rodem z podręczników pijaru, że istniejesz w świadomości społecznej, dopóki wzbudzasz emocje w ludziach. Trump doszedł do władzy dzięki temu że potrafił wzbudzać emocje w społeczeństwie. stracił zaś władzę właściwie z jednego powodu, przez pandemię koronawirusa. Jeśli teraz nie chce być zapomniany przez te 4 najbliższe lata, musiał zaryzykować wejście na wysokie C, aby na długo dać się zapamiętać.
Druga bardzo ważna zasada, która gwarantuje utrzymanie się przy władzy to skrajna antagonizacja przeciwnika politycznego i wywołana nią coraz silniejsza polaryzacja społeczeństwa. Ludzie muszą czuć sympatię do swojego lidera, czytać jego wypowiedzi, oglądać wystąpienia, w których potępia on swoich przeciwników. Oprócz tego ograniczony czas, poświęcany przez wyborców na śledzenie mediów, jest w całości zagospodarowany przez bańkę informacyjną, z której trudno wyjść, gdyż media elektroniczne, w szczególności facebook i youtube podrzucają nam treści, które zgadzają się z naszymi poglądami, dzieje się tak dzięki spersonalizowanemu remarketingowi.
Trzecia zasada, którą Trump zrealizował, to bycie w ciągłym dialogu zarówno z mediami, jak i z oponentem. Gdy posypią się protesty, zażalenia z powodu wzywania do pogwałcenia zasad demokracji, to koniec końców będzie na nie udzielał odpowiedzi sam Trump, a że fala protestów i skandali jest poważna, to i nieprędko ucichnie. W ten sposób sam Trump też będzie cały czas brylował w mediach, aż do… kolejnego protestu lub innego skandalu, który przywróci jego osobie należną uwagę. Przypomnijmy sobie Clintona, który zostało wybrany na kolejną kanencję mimo żenującej "afery rozporkowej". Przypomnijmy sobie również Bronisława Komorowskiego, który przegrał wybory: od razu praktycznie stał się starszym panem w kapciach, siedzącym w mieszkaniu lub na działce. Może dlatego, że w Polsce boimy się ryzyka? Czujemy strach, by wychodzić przed szereg, gdy wiesz, że jest słabo z poparciem?
Trump to co innego. Podziwiam faceta, że zna się na mediach, a na pewno o wiele bardziej niż jego poprzednicy. Trudno zaprzeczyć, że w dzisiejszych czasach już nie pieniądze rządzą, ale informacja, a dokładniej tworzenie jej i stawanie się jej częścią. Pamiętacie, jak Trump zagrał przypadkowego faceta z Kevina w Nowym Yorku? To nie był przypadkowy facet. Sam wynegocjował z producentem to, że się w tej scenie pojawił. Z taką intuicją w stosunku do mediów nieprędko zniknie z horyzontu politycznego.
Komentarze
https://www.dw.com/pl/zak%C5%82amany-narcyz-ksi%C4%85%C5%BCka-o-donaldzie-trumpie-bestsellerem/a-54227875