Dziennik z epidemii. Dzień dwudziesty pierwszy.





Zdaję sobie sprawę, że minęły dwa tygodnie od ostatniego wpisu, ale przez ten czas nie pisałem, ponieważ nic wyraźnie nowego, odmiennego nie wydarzyło się we mnie, ani wokół mnie. Te dwa tygodnie równie dobrze można by zamknąć w jeden, trochę przydługi dzień. Tak mam od zawsze. Czytam dużo, obserwuję, żeby potem wyprodukować jakąś esencję w postaci posta na blogu. Tym razem po prostu patrzyłem, obserwowałem. Moje obserwacje były niczym obiektyw kamery, starałem się być w nich zimny, czyli dosłownie "obiektywny". Prawdziwe pisanie nie bierze się przecież z emocji - one są ulotne i często zwodzą na manowce.  Prawdziwym surowcem pisania jest natomiast analiza intelektualna, która czasem przybiera postać dłogotrwałej obserwacji bez pokusy wysnuwania natychmiastowych wniosków.

Cierpliwość

Dzisiejszy człowiek nie jest cierpliwy. Ja sam nie jestem cierpliwy. Człowiek XXI. wieku chce  uzyskać odpowiedzi na swoje pytania natychmiast, nie potrafi, nie umie żyć w niepewności. Stąd tysiące głupich teorii spiskowych na temat pandemii, szczepionek, noszenia maseczek, teorii rzekomej depopulacji Billa Gates'a, a wreszcie chińskiego spisku i zdrady wewnątrz Światowej Organizacji Zdrowia. Dlaczego wierzymy w teorie, wyprodukowane naprędce przez polskich i zagranicznych Januszy nauki?  Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest skomplikowana.

Utrwalony dziś wzorzec kształtował się przez dziesiątki ostatnich lat, od czasu wynalezienia internetu, a nawet jeszcze wcześniej. Jego fundamentem jest odwrót od wiary, religii, a ślepy zwrot ku naukom empirycznym oraz służącym im mediom. W świecie opartym na wierze w Boga człowiek nie do końca doinformowany zdawał się na wiarę i Bożą Opatrzność, która stanowiła oparcie dla jego lęków, a szczególnie największego z lęków - lęku przed śmiercią. Można by powiedzieć, że narracja niepewności i zdania się na Łaskę Bożą potrafi uwolnić od lęku w najtrudniejszych momentach, czego świadectwem była wiara pierwszych chrześcijan, któtrzy byli wysyłani przez Rzymian na pożarcie przez dzikie zwierzęta. Zgodnie z teologią: Duch święty uzupełnia braki i umacnia człowieka darem męstwa w chwilach zagrożenia i prześladowania.

Lęk pod kontrolą 
Od kiedy nauka, odarta z wiary w Boga, zaczęła przejmować kontrolę na "rzędem dusz", nie było już niestety tak miło. Dlaczego? Dlatego że metodologiczna falsyfikowalność hipotez i teorii naukowych pozwala jedynie na zapewnienie pewnego buforu poczucia bezpieczeństwa. Kiedy ten bufor się opróżnia, stajemy w sytuacji chaosu i kompletnej pustki. Tutaj współczesnemu człowiekowi przychodzą "z pomocą" media. Wystarczy wbić w wyszukiwarkę pytanie: "co mi grozi w czasie epidemii?", a już otrzymuję odpowiedź: "na podstawie dotychczasowych danych w województwie mazowieckim jest następujące prawdopodobieństwo zachorowania: x%, a śmiertelność w wieku 41 lat wynosi y%". Suchy, niewiele mówiący fakt. Ale na dziś wystarczy, media są jak tabletka od bólu głowy: póki działa, można jakoś jeszcze przeżyć ten dzień. Oczywiście nie jestem żadnym wrogiem nauki czy mediów, pokazuję jedynie konsekwencje tego, co się dzieje gdy traktujemy opinie głoszone przez ludzi jako wyznacznik tego, co prawdziwe. Otóż nie. To, co dziś wydaje się prawdziwe, jutro może być zweryfikowane i zakwestionowane.

Martwi mnie jednak bardziej, że nikt nie zadaje sobie w tym momencie pytania głębszego: "dlaczego mam już dziś, już teraz wiedzieć wszystko?". No własnie, dlaczego nie mogę poczekać miesiąc, czy kilka miesięcy, by się dowiedzieć, gdzie szukać prawdy o epidemii? Ośmielam się zasugerować odpowiedź. Otóż po detronizacji Boga, po zakwestionowaniu jego władzy nad ludzkim lękiem lub ogólnie rozumianym cierpieniem, w życie niewierzącego lub zateizowanego człowieka, pod wpływem sytuacji niewytłumaczalnych, natychmiast wkrada się lęk. Lęk ma to do siebie, że paraliżuje człowieka, zabiera mu ostrość widzenia, każe myśleć o jego przyczynie, poza  tym jest jako emocja dojmujący, człowiek więc szuka usilnie sposobów poradzenia sobie z nim. Z braku przekonujących wytłumaczeń lub po napotkaniu sprzecznych opinii różnych autorytetów naukowych, postanawia - niczym Hugh Jackman w "Labiryncie" - wszcząć śledztwo na własną rękę. W ten sposób wpada w ręce youtubowych szarlatanów, różnych internetowych pseudo-coachów, czy innych specjalistów od wszystkiego, którzy zamiast uśmierzyć lęk, jeszcze bardziej go podsycą teorią ogólnoświatowego spisku i wizją dantejskich scen bezrobotnych ludzi, którzy wyjdą na ulicę i będą palić samochody.

Degradacja techniki

Drugi powód naszej niecierpliwości to mechanizm tkwiący u założenia współczesnej ekonomii. Mechanizm ten najlepiej symbolizuje pralka: zamiast iść nad rzekę i zmachać się, piorąc na tarze, wrzuć wszystko do bębna pralki, a automat pozwoli Ci zaoszczędzić czas i siły. Dokładnie po to kupuje się pralkę, chyba że ktoś lubi jeszcze słuchać dźwięku wirowania, bo ja akurat nie za bardzo. To jest właśnie mechanizm, który został zapoczątkowany na początku rewolucji przemysłowej i choć był chwalony przez lata, to niestety przyczynił się do powstania człowieka, który nie potrafi na nic poczekać, chce wszystkiego niemal natychmiast, bez wkładania w to zbytniego wysiłku. Niech za mnie ugotuje restauracja, posprząta sprzątczka, a dzieci wychowa niania. Ten sam mechanizm dotyczy też informacji, sposobu ich pozyskiwania i przetwarzania.
Kolejna sprawa: niedyś do wypowiadania sądów, trzeba było mieć autorytet i odpowiednie zaplecze, człowiek bez takiego zaplecza nie był traktowany poważnie. Czyjś autorytet był podtrzymywany przez inne autorytety i choć nawet zdarzała się w kręgach naukowych szarlataneria (np. Andrzej Towiański), to cierpliwość historyków zweryfikowała wartość różnych przesądów i w odpowiednim czasie usunięto ziarno od plew.  Dzisiaj jest inaczej. Autorytetem może stać się każdy Janusz, który na przykład swoim wulgarnym lub dla odmiany humorystycznym sposobem prezentacji treści zapewnił sobie w sposób mniej lub bardziej uczciwy widownię na youtubie czy Facebooku, często nawet większą niż subskrybenci największych polskich gazet, a warto tu nadmienić, że nawet spośród gazet największym nakładem i popularnością cieszą się brukowce, choć już nawet one schodzą w cień przed brukowymi serwisami internetowymi w stylu Onetu. Jednak to właśnie serwisy brukowe i plotkarskie   podają "prawdę", jakiej oczekuje współczesny odbiorca: "ten artykuł przeczytasz w 5 minut", czyli ma być szybko, łatwo i przyjemnie lub dla odmiany - wstrząsająco. Epidemia? Żaden próblem! Zróbmy z tego spektakl medialny, niech ludzie wchodzą tu co godzinę, żeby sprawdzić, ile nowych osób zmarło i ile tysięcy firm dziś padło. Będzie o czym plotkować z sąsiadką i z kumplami na zoomie. Każdy będzie miał rację i z dumą ogłosi swoje: "a nie mówiłem!"Przednia rozrywka, lepsza niż "M jak miłość".

W 1992 r. na łamach pisma muzycznego „Rolling Stone” dziennikarz Tom Curtis opublikował zarzut, iż przyczyną rozpowszechnienia się AIDS w Afryce, a następnie na całym świecie, była wynaleziona przez Hilarego Koprowskiego szczepionka przeciwko chorobie Heinego-Medina, a konkretnie wykorzystanie do produkcji szczepionki materiałów pozyskanych od szympansów, które miałyby być nosicielami wirusa HIV, zaś ten wirus po dostaniu się do człowieka miał doprowadzić do powstania  AIDS. Zarzut ten przedstawił także w swoim liście do czasopisma naukowego Science, opublikowanym tamże 29 V 1992. Oskarżenia te zostały powtórzone we francuskim filmie dokumentalnym pt. '"Czy świat oszalał? Skąd wzięło się AIDS". Już w odpowiedzi opublikowanej w Science 21 VIII 1992 H. Koprowski udowodnił fałszywość zarzutów Curtisa, m.in. wskazując, że przy produkcji szczepionki nie wykorzystywał materiałów od szympansów. Późniejsze badania prowadzone przez innych naukowców i opublikowane w Nature i Science potwierdziły twierdzenia Koprowskiego w tej sprawie i całkowicie obaliły tezy dziennikarza.

Dlatego warto być cierpliwzm. Rzeczywistość już zweryfikowała i ośmieszyła setki wypowiedzianych naprędce opinii na temat epidemii koronawirusa. Nie przeszkadza to jednak "niespokojnym" osobom szukać kolejnych wytłumaczeń, bądź dorabiać protezy do wcześniej głoszonych teorii. A przecież można po prostu poczekać, a tymczasem próbować żyć swoim życiem. Prawda? Nie wszystko można od razu. wyjaśnić. Zrozumiałe jest, że niepewność o jutro może się wiązać z niepokojem i nawet samo usłyszenie tej prawdy z ust psychologa nie uśmierzy lęku, trzeba z tym jeszcze jakoś dalej żyć. Szybka tabletka na uspokojenie nie powstrzyma upadku firmy ani nie zmniejszy groźby bezrobocia, nie uratuje rolników przed suszą. Ale można też radzić sobie z niepokojem, wierząc, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu i próbować szukać z pokorą, cierpliwie sensu tego, co się dzieje. Warto dostrzec przede wszystkim dobre strony tego zjawiska: zmniejszenie zanieczyszczenia, zużycia prądu, emisji dwutlenku węgla, wydobycia ropy naftowej. Epidemia to w końcu nie wojna, nie lecą nam bomby na głowy, a wyjście do Żabki nie kończy się łapanką i wywózką na Pawiak. Śmiertelność na infekcję koronawirusową jest obecnie rzędu 1%, a śmiertelność w Polsce wynosi 9 osób na milion mieszkańców, czyli skala zjawiska nie jest aż tak przerażająca. Szukajmy pozytywów, nie wpadajmy w paranoję.

Wartość stagnacji

Ogromną wartość stanowi też samo zatrzymanie się. Zawsze byłem osobą zajętą, pędzącą do pracy i po pracy, całymi dniami obłożony byłem różnymi aktywnościami. Nawet nie zdawałem sobie wówczas sprawy, jak bardzo w tym biegu uciekałem od samego siebie, od własnych potrzeb i problemów. Dopiero zatrzymanie się, odosobnienie, umożliwiło mi zrozumienie, jak bardzo byłem już zmęczony takim życiem. Dziś uczę się być ze sobą, odpoczywać od przebodźcowania w sródmiejskiej dżungli. Nie muszę mieć wszystkiego od razu. Zabrakło kaszy w szafce? Trudno, zjem dziś kotlet z makaronem. Nie umrę od tego, jutro kupię kaszę. Nie trzeba mieć wszystkiego naj: najlepszego, najnowszego, tylko dlatego, że inni to mają.
Mieszkam obecnie w starym mieszkaniu, wszystko jest tu zniszczone, ale to właśnie stanowi o jego uroku, każdy sprzęt, mebel, pokój ma jakąś historię: fotel, stół albo łazienka przypominająca szyb windy. Dla ludzi, którzy urządzali to mieszkanie, koncepcja ta była kiedyś zaspokojeniem ich potrzeb. Dlaczego mam mieć designerskie kurki od kranu? Mogę mieć zwykłe, w końcu jedne i drugie służą do puszcać tę samą wodę. Za to widok z okna mam jak z bajki. Pochyła uliczka, zbiegająca na brzeg Wisły. I takie rzeczy się liczą. Patrząc na niewzruszone, spokojnie stojące meble w mieszkaniu, wiem, że wiele z nich mnie przeżyje, inne może będą miały pecha, bo trafią na "nowoczesnych" lokatorów, którzy wyrzucą je na śmietnk, by wymienić je na coś, co jest zaspokojeniem ich aktualnych gustów. Nie wiedzą jednak, że być może ich lustra z Ikei będą za 20 lat leżeć na śmietniku jako kiczowaty szmelc, a stara szafa, którą właśnie wyrzucili na śmietnik, po odpowiednim zakonserwowaniu, za jakieś 80 lat byłaby zabytkiem.

Ekonomia zachcianek

Takie mamy dziś nastawienie, egoistyczny prezentyzm, hołdowanie modzie, duchowi czasów odbiera nam szerokie spectrum widzenia. Dlatego współczesna ekonomia musi upaść. Musi upaść, gdyż wyzuła nas z naszego prawdziwego ja, naszych pragnień, które przemieniła w potrzeby rozumiane jako "zachcianki". Zaspokajanie potrzeb to nie to samo, co zaspokajanie pragnień. Pragnienie miłości, bezpieczeństwa, bliskości nie są równoznaczne z ich zaspokajaniem w rozumieniu biologicznym lub ekonomicznym. To, co dzisiaj często utożsamiamy z naszymi potrzebami, zostało nam wmówione przez sugestywne reklamy i narracje marketingowe. Jesteśmy nasyceni do tego stopnia, że dziś przed wypuszczeniem nowej linii telefonu czy ubrań kreuje się całkowicie sztucznie potrzebę ich posiadania. Poza tym potrzeby spełniamy na skróty, dążąc niczym maszyna, automat do minimalizacji wysiłku.  Okazało się tymczasem, że czas zaoszczędzony, czyli sztucznie "wyprodukowany" dzięki automatyzacji naszego życia wcale nas nie wzbogacił, lecz nas samych zamienił w automaty powielające powszechnie panujące mody, trendy i schematy, a niezdolne do odczuwania wyższych uczuć i nawiązywania głębokich relacji.  To się zmieni, nasze pragnienia wrócą, gdy powrócimy do dawno już zarzuconych pytań: jaki jest sens mojego życia? Czy zmierzam w dobrym kierunku? Kto i co jest dla mnie ważne? Czy potrafię być szczęśliwy sam ze sobą, siedząc w starym podartym fotelu, czy niezbędne jest do osiągnięcia tego stanu zdjęcie na huśtawce na tle palm i turkusowego morza?  Czas, jaki mamy teraz, to czas by oduczyć się kopiowania, czyli prawdziwej zmory naszych czasów. Kopiowanie i ciągłe przelicytowywanie się nie czyni nas szczęśliwymi. Wręcz przeciwnie pozbawia nas indywidualności, wprowadza w ludzkie relacje chorą rywalizację i każe gramolić się na górę ludzkiej uwagi i popularności. Nie jest jednak tajemnicą, że ta góra to wysypisko śmieci,  z których niektóre jeszcze wczoraj były na topie i tak też będzie z naszym dzisiejszym selfie na huśtawce. Jeśli powstało na pokaz, czas pogrzebie je jak wszystkie pozostałe niczyje wspomnienia, jeśli zaś byliśmy szczęśliwi w polonezie, to kiedyś sami być może na starość uśmiechnięty się na widok starego auta ze złomowiska.

Ekonomia pragnienia

Zapanuje głód. Nie mówię o tym fizycznym, on pewnie też nastąpi. Po prostu po długim czasie samotności, gdy - znudzony teoriami domorosłych Januszów nauki - zrozumiesz, że trzeba cierpliwie czekać, że trzeba uczyć się po prostu żyć, żyć na nowo. Już nie z poczuciem nadmiaru, znudzenia, zblazowania jak po imprezie, gdzie poznałeś 50 osób i żadnej dobrze. Teraz musisz nauczyć się żyć poczuciem niedoboru, braku. Brak uczy pokory. Gdy odczujesz braki, opuszczą Cię fałszywi przyjaciele, może nawet zostaniesz sam. Ale samotność to jeszcze nie koniec. Zrozumiesz samego siebie dopiero, gdy uciszysz tysiące facebookowych i youtubowych głosów w Twojej głowie, wtedy nastanie prawdziwa cisza. Głucha cisza. Jeśli dotrwasz do tego momentu i dalej będziesz wierzyć, w to, że warto żyć dalej,  to być może usłyszysz głos samego Boga, który mówi do Twojego serca i wlewa w nie rzeczywiste pragnienia. Może będzie to pragnienie głęboko przeżywanej miłości, pragnienie bliskości drugiego człowieka, nawet bez dominacji zmysłowej otoczki? Pragnienie pochodzi od Boga - w przeciwieństwie do powierzchownej i zewnętrznej zachcianki, prowadzi do prawdziwej relacji - zarówno z Bogiem, jaki i z człowiekiem. Potrzeba zaś - w sensie ekonomicznym - narasta "w miarę jedzenia", jej symbolem jest Coca-Cola, która zaspokaja pragnienie tylko na chwilę, a następnie chce Ci się pić jeszcze bardziej.  Jaki model ekonomii wybierzesz? Oparty na głębokich pragnieniach czy dzisiejszych, chwilowych potrzebach lub zachciankach? Decyduj. Od tego, jak dziś wybierzesz, będzie zależało Twoje życie, a także ludzi i świata wokół Ciebie.

Komentarze

Vojaga pisze…
Z jednej strony technologia oszczędza nam czas (jak ta pralka), ale moim zdaniem zabiera drugie tyle :)
Listek mięty pisze…
Wyrwać, czy zostawić?
Mi do myślenia daje zdjęcie jakie zamieściłeś.
Zatrzymujesz się czasem nad rzeczami małymi? Czy tylko rozważasz te większe?
Wyrwać, czy zostawić?
Mała roślinka przytulona do muru. Hej! Co tu robisz? Nie wiesz, że jesteś drzewem? Nie wiesz, że to nie jest miejsce dla ciebie?
Jeśli zostawić - prawa przyrody zrobią z tobą swoje... Nie przeżyjesz tutaj. Cóż takie życie. Nie każdy długo żyje. Nie każdy ma możliwość się rozwinąć...
Jeśli wyrwać to uratować... Przesadzić do ziemi. Stworzyć szansę rozwoju... Czy chce Ci się brudzić ręce, zboczyć że swojej codziennej ścieżki dla czegoś tak małego?
Ale teraz, gdy padło już to pytanie - musi zapaść wyrok.
Czy jesteśmy wierni w rzeczach małych?
Czy chcemy się nimi zajmować? Czy zniżysz się do tej małej siewki by nią się zająć?
Czy małe rzeczy są ważne?
Czy gdybyś wiedział, że w Twoim tekście są literówki chciałoby Ci się ich szukać i wyłuskać je jak ziarenka grochu?
Ludzie mają różne wady wzroku... Jeden widzi dobrze z bliska drugi z daleka... Dobrze, że jesteśmy różni. Każdy z nas wnosi do rzeczywistości swój kawałek układanki.
Ponieważ ludzie nie osadzają siebie w teraźniejszości, nie panują nad uczuciem lęku, które ma swoje źródło w strachu przed jutrem. Zamiast skupiać się nad działaniem w teraźniejszości i na tym, na co mają wpływ, zachowując równowagę, bez tracenia energii na to, na co wpływu nie mogą mieć, siedzą i tworzą obrazy paraliżujące ich w bieżącej godzinie. Jeśli ktoś do tego doda wiarę, ufność w Opatrzność, myślę, że jest oazą spokoju. :D
Co do ekonomii - od chwili, gdy przeczytałam "Ekonomię dobra i zła" rozważałam, czy jest możliwe, by świat zatrzymał się w swoim kompulsywnym pędzie do wzrostu PKB itd. Zdało się niemożliwym. Drugie pytanie - czy jest prawdopodobne, że kiedyś wrócimy się do cyklicznego czasu, rezygnując z jego liniowego pojmowania? Mało realne, choć z obecnej perspektywy, można sobie wyobrazić i taką zmianę.
Ewoluujemy. Rozwijamy się. Niesamowicie mnie to fascynuje i cieszę się, gdy na swojej drodze spotykam innych obserwatorów rzeczywistości.
Pozdrawiam serdecznie! :)
Maciej Pawlik pisze…
Bardzo mnie zastanawia na ile efekty i przemyślenia z pandemii będą trwałe. Z jednej strony słyszy się, że wszyscy zrozumieli, że ekonomia konsumpcji nie niesie ze sobą szczęścia. Z drugiej strony to nie przypadek, że akcje Amazona i Netflixa puchną od czasu wybuchu pandemii.

Pamiętam pojednanie dla papieża, które przetrwało może 3 tygodnie. Po Smoleńsku też wszyscy się jednoczyli, żeby podzielić się ze zdwojoną siłą.
Ciekawy tekst i ważne refleksje... Dające do myślenia...
tarapatka pisze…
Na pewno część społeczeństwa wyniesie z tego jakąś cenną lekcję, zwolni, doceni, dostrzeże i podziękuję. Ale nie każdy. To byłoby za proste.

Popularne posty