Dziennik z epidemii. Dzień 24.



Fot. Wikipedia

Dziś miały być od dawna rozgłaszane wybory korespondencyjne. Nie będzie. Dla mnie, szczerze - bez różnicy. Poszedłbym i tak zagłosować. Ludzkie mrowie chodzi po ulicach. Nad Wisłą jest taki tłok, że trzeba uważać, jadąc rowerem, żeby czasem nie potrącić kogoś. Uważam, że to czysta hipokryzja, że ktoś nazywa spacerek z kopertą do skrzynki lub na pocztę zagrożeniem dla bezpieczeństwa, a jednocześnie chodzi sobie w niedzielę całymi dniami po mieście z lodem w ręku. Z niektórych cech demokratycznych wyborów, jak tajność, musimy niestety zrezygnować, tak jak zrezygnowano z prywatności na czas epidemii w Korei, dzięki czemu udało się odnieść największy sukces w walce z wirusem na świecie. Oczywiście nie pochwalam inwigilacji, ale mając wybór: albo opowiem się za całkowitą tajnością głosowania, albo narażę życie zdrowie moje i moich bliskich, idąc do tradycyjnej urny, wybiorę zdrowie i życie. Dlatego mam nadzieję, że te wybory odbędą się szybko i jak najbliżej terminu zgodnego z konstytucją. Najwyższy czas powiedzieć to szczerze: Ci, którzy chcą przełożenia wyborów na odległy termin, liczą przede wszystkim na osłabienie pozycji obecnego prezydenta i zminiejszenie szans na jego reelekcję. Mają oni tak naprawdę gdzieś zdrowie, bezpieczeństwo i tajność głosowania, chodzi im o "znalezienie haków" na Dudę i cały obóz rządzący. Strategia - powiedzmy to sobie szczerze - dziś zmarginalizowanej opozycji polega obecnie na graniu na zwłokę i liczeniu na potknięcie Dudy, który będzie zmuszony do zmierzenia się z kryzysem, jakiego prawdopodobnie nie mieliśmy od dziesięcioleci. Życzenie komuś źle to pewrfidna strategia, zatem ja - zgodnie z sumieniem - nie zgłosuję na prefidnych  ludzi.      

Komentarze

Popularne posty