Jan Chrzciciel

Ekscentryczny odludek, nieprzejednany awanturnik, o niewyparzonym języku, obrażający władzę, wątpiący w Jezusa. To bynajmniej nie portret współczesnego ateisty czy hejtera. To portret największego spośród urodzonych przez kobietę - św. Jana Chrzciciela. Jego postać pojawia się przed moimi oczami zawsze w tym samym czasie, w noc świętojańską, zwiastującą uroczystość jego narodzin, obchodzoną w mojej parafii zazwyczaj jako uroczystość odpustową, jako że jest on jej patronem. W tym roku na sumę odpustową przybyła garstka ludzi, chyba najmniej, od kiedy pamiętam. Podejrzewam, że to z racji 30-stopniowego upału, ale też nie bez związku jest fakt, że przez ostatnie lata parafia w Czerwonce Grochowskiej skurczyła się o połowę, na przykład przez ludzi takich jak ja, którzy zapragnęli zasmakować życia w stolicy. Dlaczego zatem piszę swój post o Janie Chrzcicielu właśnie teraz, gdy powinno mi być bliżej mi do rozczarowania celebracją jego urodzin niż do fascynacji?

Pisząc ten tekst, będę rozszyfrowywał powoli tę zagadkę (w tej chwili nie mam jeszcze pomysłu, dlaczego tak się stało). Zatem tak, pusty kościół, puste ławy... włąśnie: pustynia! Pustynia to jest miejsce, gdzie ryczał ów pustynny lew, zwiastujący przyjście Jezusa. Pustynia, skwar, a w niej człowiek opuszczający swój komfort, chłodny, bezpieczny cień, nadmorską plażę. W zamian na tym pustkowiu stoi on, Jan Chrzciciel, i daje ludziom inną wodę, inną niż ta, która zmywa codzienny brud. Wodę, która niczym dawny potop zabija, zabija dosłownie dawnego człowieka i rodzi nowego (brzmi prawie jak Noego). To jeszcze nie jest zbawienie, to jeszcze nie przyjście Jezusa, to na razie tylko nadzieja, ale jakże ważna! Jana Chrzciciela można by nazwać patronem nadziei, bo rzeczywiście przywraca on nadzieję wszystkim, którzy już ją stracili, szczególnie narodowi izraelskiemu oczekującemu odwiecznego wyzwoliciela.

Jan Chrzciciel jednak nie uwolni Izreala spod władzy rzymskiego okupanta. On przyjdzie uwolnić serce od beznadziei i wlać w nie pragnienie; pragnienie bez którego przyjście Jezusa nie miałoby sensu. Dlatego też Jan Chrzciciel patronuje Adwentowi; czytania o rychłym przyjściu Jezusa rozbudzały pragnienie przyjścia Mesjasza u Żydów, a dziś budzą tęsknotę za dzieciątkiem Jezus, którego urodziny obchodzimy 24 grudnia. Narodziny Jezusa to Narodziny Miłości w historii świata. Co ciekawe, dokładnie pół roku przed nimi, 24 czerwca obchodzimy narodziny Jana Chrzciciela, narodziny Nadziei, która została wlana w serca chrześcijan, nadziei, którem owocem jest pragnienie, pragnienie dotyku żywego Boga. Nadzieja ta ma w sobie wiarę i odwagę - widzimy przecież Jana Chrzciciela, który jest nieprzejednany, gdy zarzuca Herodowi łamania przykazań, mówiąc: "Nie wolno Ci mieć żony brata swego". Nadzieja ta ma jednak w sobie paradoksalnie element strachu i niewiary, który widzimy w momencie, gdy Jan Chrzciciel będąc w więzieniu, zaczyna wątpić, czy rzeczywiście nastał już czas mesjański, czas pokoju powszechnego. Wysłał wtedy swoich uczniów do Pana Jezusa, aby Go zapytali, czy On jest mającym nadejść Mesjaszem. Pan Jezus dał im taką odpowiedź: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie; niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli bywają wskrzeszani, ubogim głosi się Ewangelię”. Jeżeli Jan Chrzciciel i jego uczniowie oczekują takiego właśnie Mesjasza, to królestwo Boże już nadeszło. Jeżeli natomiast czekają na Mesjasza, wyzwoliciela politycznego, to jego czas jeszcze nie nadszedł. 

Czego oczekiwał Jan Chrzciciel? Wolności w sensie dosłownym, powrotu królestwa Izraela? Tu postać Jana Chrzciciela blednie, gdyż jego tok myślenia zaczyna przypominać myślenie rodem ze Starego Przymierza, gdzie Prawo - początkowo przyjęte przez Izraelitów z entuzjazmem, stało się karykarurą samego siebie i doprowadziło do postawy "faryzejskiej". Etap niewoli w biografii św. Jana Chrzciciela jest znamienny z dwóch powodów. Niewola więzienna, niejako zewnętrzna, jest tylko symbolem tego, co dzieje się rzeczywiście w sercu Jana Chrzciciela, a jest tam o wiele gorszy rodzaj więzienia - bo narzucony samemu sobie poprzez przyjęcie konkretnej postawy wobec Jezusa. Jan, w pewnym sensie zniewolony wewnętrznie i zewnętrznie uosabia pragnienie połączone z konkretnym oczekiwaniem. Otóż będąc w więzieniu, pyta Jezusa porzez posłańców „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy czekać?”  Czy można pragnąć czegoś i oczekiwać realizacji tego pragnienia według własnego planu? Czy można kogoś kochać i domagać się wzajemności, grożąc, że jak nie pokochasz mnie z wzajemnością, to znajdę sobie kogoś innego? Taka miłość nie jest bezinteresowna, jest narzucaniem się drugiemu człowiekowi, bez szacunku dla jego uczuć, które zmieniają się, ewoluują przez całe życie. Przez swoją niedelikatność Jan Chrzciciel nie wzniósł się ponad  Prawo, które było zbiorem oczekiwań Boga w stosunku do człowieka. W ten sam sposób oczekiwał odpowiedzi od Jezusa. Nie usłyszał jednak konkretnej odpowiedzi, kazał jednynie donieść Janowi o dokonanych orzez siebie cudach i znakach, kończąc: "błogosławiony jest ten, kto we mnie nie wątpi”. Jan ulepiony całkowicie z ludzkiej gliny nie okazał się lepszy od swojego ojca, kapłana Zachariasza, który zwątpił, gdy usłyszał z ust samego Archanioła Gabriela orędzie o cudownych narodzinach Jana.

Jaki stąd wniosek? Pragnienia i nadzieje są dobre, mogą jednak zaprowadzić człowieka na manowce zwątpienia, jeśli w jego serce wkradnie się chęć urzeczywistnienia ich po swojemu lub kosztem drugiego człowieka. 

Najbardziej symboliczną opowiesć o dalszych losach takiej postawy możemy przeczytać u św. Marka (Mk 6, 14-29):

"Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu z powodu Herodiady, żony brata swego, Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem napominał Heroda: "Nie wolno ci mieć żony twego brata". A Herodiada zawzięła się na niego i chciała go zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk przed Janem, widząc, że jest mężem prawym i świętym, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a jednak chętnie go słuchał. Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobistościom w Galilei. Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczyny: "Proś mnie, o co chcesz, a dam ci". Nawet jej przysiągł: "Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa". Ona wyszła i zapytała swą matkę: "O co mam prosić?" Ta odpowiedziała: "O głowę Jana Chrzciciela". Natychmiast podeszła z pośpiechem do króla i poprosiła: "Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela". A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę Jana. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczynie, a dziewczyna dała swej matce."

Tu symbole aż się piętrzą i aż trudno opisać w krótkim tekście, co się wydarzyło z mesjańską nadzieją, którą symbolizuje Jan Chrzciciel. Czytając ten opis, aż trudno się oprzeć wrażeniu, że mowa tu o tym, co dzisiejszy człowiek uczynił z obietnicą Jezusa. Otóż uczta, podczas której pijany Herod podziwia młodą, tańczącą Salome, to przykład pragnień, które uosabiają typowo ludzki porządek. Mamy tu po kolei wszelkie klasyczne namiętności, które prowadzą do upadku człowieka: władzę, uosabianą przez Heroda, a jednocześnie jej brak przez brak władzy nad samym sobą w momencie upojenia alkoholowego. Mamy pożądanie erotyczne, symbolizowane przez postać Salome, które nie prowadzi do spełnienia w relacji, lecz do manipulacjowania drugą osobą. Mamy wreszcie matkę, która deprawuje swoją córkę, każąc jej tańczyć przed Herodem, a następnie poprosić o głowę Jan Chrzciciela. Można by pomyśleć, że Jan Chrzciciel jest tu niewinną ofiarą ludzi pozbawionych hamulców moralnych, ale czy tak jest do końca? Jan Chrzciciel, jak wcześniej pisałem, znajduje się w więzieniu, także w niewoli Prawa, ale pomyślmy, czy w tym świecie wokół niego, gdzie też rządzi Prawo, może każdy znajduje się w jakimś więzieniu? Herod w niewoli pożądania erotycznego i pod kontrolą alkoholu. Herodiada pod kontrolą pożądania małżeństwa z Herodem, które dawałoby jej wszelką władzę, a wreszcie sama Salome, która jest w niewoli własnej matki, która perfidnie spełnia swoje zachcianki jej kosztem. Jan swoim bezkompromisowym głoszeniem prawa w świecie, zapomina o tym, że prawo jest modyfikowane i interpretowane przez ludzi po swojemu, nie mówiąc już o rządzących, którzy często stoją ponad prawem, jak Herod. Utrata głowy przez Jana Chrzciciela to symbol ostateczny, to rzeczywistość, w której zaspokojenie pragnienia sprawia, że "tracimy głowę", czyli sumienie, moralne skrupuły, które chronią człowieka przed nim samym. Jan był sumieniem, głową Heroda, gdyż bał się go i chętnie go słuchał. Gdy człowiek traci swoją głowę, wyłącza sumienie dla chwilowej zachcianki, może tego później gorzko żałować. 

Jest też inna symbolika  w głowie Jan Chrzciciela, która została odłączona od ciała. Pokazuje, co się stało z tym wielkim człowiekiem, który w zderzeniu z cudem miłości, symbolizowany przez działo Jezusa, dalej żąda dowodów, co pokazuje, że zanadto ufa swojemu rozumowi, wiedzy, czyli polega jedynie na swojej głowie. Głowa jest miescem, gdzie z odebranych zewnętrznych bodźców rodzą się myśli, powstaje rozumienie. Jednak sam rozum nie pojmie dzieła Boga, do tego potrzebne jest, by z głowy myśl podążyła dalej, do serca, ponieważ tylko wiara przyjęta sercem rodzi prawdziwą nadzieję, zakorzenioną w Bogu. Głowa Jana Chrzciciela była już zatem odcięta od ciała, czyli od serca dawo temu, gdyż zabrakło Janowi w pewnym mmencie dziecięcej otwartości na przyjęcie Boga. który przychodzi z pokorą, w ludzkiej postaci, unika rozgłosu, zadaje sie z grzesznikami, nie walczy z rzymskim okupantem. Dlatego Jezus nazwał Jana największym, spośród narodzonych z niewiasty, lecz jednocześnie mówi, że najmniejszy w Królestwie Niebieskim większy jest niż on. Dokładnie tak, ponieważ narodzeni dla Królestwa Niebieskiego rodzą sie z Ducha i nie należą do świata.

Oto cała opowieść o ludzkiej nadziei, o Janie, czyli "trzcinie kołyszącej się na wietrze". Jan symbolizuje nadzieję, która w pewnym momencie nie oparła się w na Bogu, na jego planie. Owa nadzieja zatem najpierw stała się niewolnikiem własnego planu, własnych oczekiwań, a następnie umarła w konflikcie z pragnieniami innych ludzi, którzy mieli większe środki i możliwości do ich realizacji. Mówiąc zwięźle: nadzieja umiera razem z egozimem, własną wizją świata, która stawia Boga na dalszy plan. Historia Jana Chrzciciela jest jednak nadzieją dla współczesnego świata, który staje się coraz bardziej zakładnikiem źle ukierunkowanych pragnień, utożsamianych z egoistyczną i roszczeniową postawą wobec innych. Pomyślmy, dlaczego doszło do wybuchu pandemii, dlaczego wybuchła wojna na Ukrainie? Pragnienie  niczym nieskrępowanej wolności, potrzeba podróżowania po świecie, zniesienia barier, sprawiła, że wirus rozsiał się po całej planecie. Niezaspokojenie oczekiwań terytorialnych wysuwanych przez Putina wywołało z kolei wojnę na Ukrainie. Ale po co patrzeć aż tak globalnie? Połowa małżeństw się dziś rozwodzi przez wzajemnie niepełnianie własnych oczekiwań. Tą pułapką pragnień, płonną nadzieją, która umiera, żyje dzisiejszy człowiek, nie czując, że wolność oraz hołdowanie własnym pragnieniom, jest dobrowolnym wchodzeniem do więzienia, w którym klucz ma ktoś inny lub coś innego, a wyjście stamtąd jest trudniejsze niż wejście. 

Jednak nie ma sytuacji bez wyjścia. Scena narodzin Jana to przykład historii ukazującej drogę prowadzącą od zwątpienia do wiary. Ojciec Jana, Zachariasz stracił mowę, ponieważ nie uwierzył Archaniołowi Gabrielowi. Mimo iż był kapłanem, jako niemowa, nie był już zdolny do głoszenia. A po co miałby zresztą głosić, skoro nie wierzy? Utrata mowy symbolicznie obrazuje sens utraty wiary: lepiej jest kapłanowi zamilknąć niż prowadzić wiernych do utraty wiary. Jednak niewola milczenia okazuje się być doskonałą lekcją dla Zachariasza. Czas upływajacy w milczeniu stał się dla niego czasem pustyni i refleksji, było czasem stopniowego rozumienia woli Boga, jego planu na dalsze życie Zachariasza. Narodziny Jana, narodziny nadziei, przywróciły Zachariaszowi mowę i mógł znów służyć i głosić jako kapłan. 

Pokora towarzyszyła też całej działalności Jana Chrzciciela, jej największym wyrazem są słowa o tym, że nie jest mu godzien zawiązać rzemyków u sandałów. Kluczowym momentem jest chrzest Jezusa, gdy Jan sam prosi Jezusa o chrzest, ale Jezus nie wychodzi naprzeciw jego oczekiwaniom i prosi Jana o chrzest, zanurzający go symbolicznie w śmierć. Jan spełnia żądanie Jezusa z pokorą, choć jeszcze nie rozumie, czemu Jezus to czyni. To piękne spotkanie nadziei z miłością. Nadzieja tylko wtedy jest żywa, gdy karmi się pokorą i miłością. Ta ostatnia wyzwala ją od strachu i pozwala zawierzyć się jeszcze bardziej. 


Dla mnie to ważne przesłanie i zarazem rada, jak walczyć o swój duchowy byt w świecie, który za wszelką cenę chce narzucić mi swoją wizję realizacji własnych pragnień. Dopóki Jan Chrzciciel trwał na pustyni, dopóki Zachariasz milczał i czekał na wypełnienie nadziei, Bóg realizował swój plan. Pokora jest czasem jedyną odpowiedzią na krzykliwą, wyzywającą i w dużej części zakłamaną wizję, oferowaną przez świat, gdzie wszystko jest na sprzedaż; przez świat pędzący coraz szybciej i do tego pędu wzywający wszystkich po drodze. Warto czasem stanąć z boku, zatrzymać się i zapytać siebie, czy nie jest to czasem ewangeliczne stado świń, które pędzi ku przepaści? 

Komentarze

Popularne posty