Dantejski Trump

Od dawna wiecie, że nic co dantejskie nie jest mi obce, zatem biorę na warsztat wydarzenia w USA. Co zrobił Donald Trump? Pogrzebał się politycznie? Powiem tak - to co, zrobił, nie było samobójstwem politycznym, ani spontaniczną akcją; to przemyślana i inteligentna zagrywka. Czego świadkami jesteśmy? Trump, świadomy, że i tak odejdzie na kilka lat w niebyt, dokonuje niebywałej rzeczy: wzywa swoich zwolenników z całego obszaru Ameryki, by przybyli do stanu Waszyngton i siłą przejęli władzę. Oczywiste było, że ta karkołomna akcja skazana była z góry na porażkę, jednak - jak za chwilę pokażę - owa  zaplanowana została wręcz podręcznikowo, a jej mottem mogłoby być dosłownie rozumiane: “dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą!”.


fot. en.wikipedia.com

Zanotowano co prawda ofiary, ale byłbym daleko od posądzania Trumpa o nawoływanie do wojny domowej. Trump zachował się raczej jak amerykański szeryf, który - póki ma władzę - sam stanowi prawo na swoim terenie, a jeśli ktoś się nie zgadza, to się go... odstrzeliwuje.  W westernie nie ma sytuacji win - win. Albo Ty zabijesz, albo zabiją Ciebie. Pamiętacie, jak to wyglądało u Trumpa? Najpierw zdobycie władzy przy pomocy informacji wyciągniętych z facebooka, w sposób nie do końca legalny. Następnie przez lata następuje szereg posunięć, które można by wręcz określić mianem “jeden przeciw wszystkim”. Czy to nie scenariusz typowego westernu?

Podstawowa różnica jest jednak, że o ile w westernach jeden często daje radę i wygrywa, po czym po dwóch godzinach mamy koniec filmu, tymczasem polityka to nie film i trzeba umieć wygrywać non stop przez 4 lata, podejmować tysiące decyzji, pośród których zdarzają się dziesiątki pomyłek i wpadek. Na domiar złego wszyscy się na Ciebie gapią i komentują, a z każdej wpadki trzeba wyjść z twarzą. Czasem, aby wygrać trzeba skłamać lub nie przyznać się do błędu, a i takie momenty nierzadko miewał Trump. W tym momencie niestety budzi się antyczna ‘hybris’, która nieuchronnie ściąga człowieka ku upadkowi. „Hybris” to pycha, buta. Pod­sta­wo­we zna­cze­nie te­go sło­wa wy­wo­dzi się ze sta­ro­żyt­nej Gre­cji, gdzie okre­śla­no nim pew­ną sy­tu­ację. Akt hybris miał miej­sce wów­czas, gdy czło­wiek po­sia­da­ją­cy wła­dzę, wy­nio­sły, dum­ny i zbyt pew­ny sie­bie od­no­sił się do in­nych z po­gar­dą i trak­to­wał ich w spo­sób aro­ganc­ki, czer­piąc z ta­kie­go za­cho­wa­nia przy­jem­ność. W an­tycz­nej Gre­cji po­stę­po­wa­nie ta­kie uzna­wa­no za god­ne po­tę­pie­nia. W słyn­nym ustę­pie z „Faj­dro­sa” Pla­to­na pre­dys­po­zy­cje do hybris de­fi­nio­wa­ne są na­stę­pu­ją­co: „pier­wia­stek pra­gnie­nia, któ­re bez­myśl­nie cią­gnie nas do roz­ko­szy i opa­no­wu­je, to właśnie ‘bu­ta’. Ego przerośnięte do rozmiarów Goliata coraz częściej ignoruje drobne głosy, które mu mówią, że jest tylko człowiekiem, a los ludzki bywa przewrotny… W tym momencie do walki z tymże Goliatem stanął najpierw mały wirus z Chin, w którego sam Trump początkowo się wyśmiewał. Potem - ku większemu upokorzeniu - do walki przystąpił “staruszek po przejściach”, który wespół z chińską zarazą wygrali wybory i zdjęli Trumpa z urzędu.

Trump nie mógł się jednak w tej walce dać tak po prostu "zabić" politycznie. Przegrać po dżentelmeńsku, to tak, jakby dać się zastrzelić w toalecie, to zbyt frajerskie jak na kowboja. Zatem uczynił coś dokładnie w swoim stylu - powalczył do końca. Postanowił w swoim, kończącym wielką arię, "łabędzim w śpiewie" zmobilizować - wciąż jeszcze licznych - zwolenników i sprowadzić do stolicy. Operację tę bez najmniejszych skrupułów zrealizował. Czy to jednak oby mu nie zaszkodziło? Przecież po tej akcji stracił nawet kilku zwolenników wśród senatorów. 

Nic bardziej mylnego - w tej rozgrywce tylko Trump się liczy, reszta to pionki, które dają się przeciągać to tu, to tu. Trump w sposób brutalny i bezwzględny udowodnił tezę rodem z podręczników pijaru, że istniejesz w świadomości społecznej, dopóki wzbudzasz emocje w ludziach. Trump doszedł do władzy dzięki temu że potrafił wzbudzać emocje w społeczeństwie. stracił zaś władzę właściwie z jednego powodu, przez pandemię koronawirusa. Jeśli teraz nie chce być zapomniany przez te 4 najbliższe lata, musiał zaryzykować wejście na wysokie C, aby na długo dać się zapamiętać. 

Druga bardzo ważna zasada, która gwarantuje utrzymanie się przy władzy to skrajna antagonizacja przeciwnika politycznego i wywołana nią coraz silniejsza polaryzacja społeczeństwa. Ludzie muszą czuć sympatię do swojego lidera, czytać jego wypowiedzi, oglądać wystąpienia, w których potępia on swoich przeciwników. Oprócz tego ograniczony czas, poświęcany przez wyborców na śledzenie mediów, jest w całości zagospodarowany przez bańkę informacyjną, z której trudno wyjść, gdyż media elektroniczne, w szczególności facebook i youtube podrzucają nam treści, które zgadzają się z naszymi poglądami, dzieje się tak dzięki spersonalizowanemu remarketingowi.  

Trzecia zasada, którą Trump zrealizował, to bycie w ciągłym dialogu zarówno z mediami, jak i z oponentem. Gdy posypią się protesty, zażalenia z powodu wzywania do pogwałcenia zasad demokracji, to koniec końców będzie na nie udzielał odpowiedzi sam Trump, a że fala protestów i skandali jest poważna, to i nieprędko ucichnie. W ten sposób sam Trump też będzie cały czas brylował w mediach, aż do… kolejnego protestu lub innego skandalu, który przywróci jego osobie należną uwagę. Przypomnijmy sobie Clintona, który zostało wybrany na kolejną kanencję mimo żenującej "afery rozporkowej".  Przypomnijmy sobie również Bronisława Komorowskiego, który przegrał wybory: od razu praktycznie stał się starszym panem w kapciach, siedzącym w mieszkaniu lub na działce. Może dlatego, że w Polsce boimy się ryzyka? Czujemy strach, by wychodzić przed szereg, gdy wiesz, że jest słabo z poparciem? 

Trump to co innego. Podziwiam faceta, że zna się na mediach, a na pewno o wiele bardziej niż jego poprzednicy. Trudno zaprzeczyć, że w dzisiejszych czasach już nie pieniądze rządzą, ale informacja, a dokładniej tworzenie jej i stawanie się jej częścią. Pamiętacie, jak Trump zagrał przypadkowego faceta z Kevina w Nowym Yorku? To nie był przypadkowy facet. Sam wynegocjował  z producentem to, że się w tej scenie pojawił. Z taką intuicją w stosunku do mediów nieprędko zniknie z horyzontu politycznego.  


Komentarze

Anonimowy pisze…
Z horyzontu politycznego może i w ten sposób nie zniknie, ale na pewno nie zachęca ludzi, żeby wybrali go ponownie. Nie znam się za bardzo na polityce, ale w jego zachowaniu widzę po prostu człowieka kompletnie bez klasy, który nie umie przegrywać. I pewnie tak go postrzega spora część społeczeństwa. Moim zdaniem więcej by osiągnął, gdyby teraz z klasą zszedł ze sceny i wrócił na nią - ze wszystkimi swoimi tak ładnie przez Ciebie opisanymi umiejętnościami - np. za 2 lata, miałby wtedy dość czasu na zwrócenie na siebie uwagi i odzyskanie wpływów bez robienia z siebie idioty. Bo taka akcja owszem, zwraca uwagę, ale o ile w pierwszym ruchu ma znaczenie, żeby o Tobie mówili, o tyle w przypadku wyborów liczy się jednak też to, jak o Tobie mówią...
Bernadeta pisze…
Ciekawa publikacja o Trumpie: "Zakłamany narcyz". Recenzja na:
https://www.dw.com/pl/zak%C5%82amany-narcyz-ksi%C4%85%C5%BCka-o-donaldzie-trumpie-bestsellerem/a-54227875
DANIEL SIEDLECKI pisze…
Dzięki, ciekawa recenzja :) Ja akurat sympatyzuję z jego poglądami, choć raczej nie z przerośniętym ego :)

Popularne posty