Pamięć

 Pamięć, która mieszka w mojej głowie, często płata mi figle. Pamiętam, jak kiedyś, jeszcze jako ośmiolatek, grałem na wu-efie w piłkę nożną. Był to jeden z wielu meczy, jakie rozgrywaliśmy pomiędzy naszą klasą a starszymi klasami. Obiecałem sobie jednak, że wydarzenia z tamtego meczu, na pozór dość zwyczajnego, zapamiętam na zawsze. Dlaczego? Ot tak, po prostu. Pamiętam, że miałem wówczas sweter w szachownicę, biało-czarne kwadraty. Nauczyciel przyznał naszej dryużynie rzut wolny a ja podszedłem do piłki, widząc przed sobą ustawiony mur. Wyobraziłem sobie wówczas, że jestem jednym z piłkarzy, którzy grają że finale pucharu zdobywców pucharów, albo innym, równie ważki meczu. Nie trafiłem. Nie było gola, a nawet przegraliśmy tamten mecz: 3-1. Pamiętam jeszcze taki szczegół, że na środku boiska Artur Rozbicki kopnął piłkę bardzo wysoko w górę. 

Jeden z wielu meczy, nic specjalnego, ale okazał się być udanym eksperymentem, ponieważ udawało mi się rzeczywiście co jakiś czas przypominać sobie historię tego meczu i jego kluczowych zdarzeń. Dzięki powtarzalnemu odtwarzaniu w pamięci krótkich migawek z tamtego meczu w jakiś przewrotny sposób nadałem temu wspomnieniu wysoką rangę w hierarchii wszystkich zdarzeń w mojej pamięci. Śmieszne mi się to wydaje w tej chwili, ponieważ jednocześnie prawdopodobnie zapomniałem przez ten czas o wielu dużo istotniejszych rzeczach. Zatarły się i zamgliły w mojej głowie ślady, które odnosiły się do dużo mocniejszych i ważniejszych chwil. A jednak to właśnie tamten mecz wciąż pamiętam i co jakiś czas przekładam z miejscaa na miejsce to wspomnienie. Niczym jakiś nieistotny grat, z którym dawno już powienienem się rozstać, a jednak towarzyszy i podczas każdej przeprowadzki z jednego mieszkania do kolejnego. Tak zupełnie nawiasem mówiąc: nie wiem, dlaczego, ale z jakiegoś powodu bardzo przywiązuję się do rzeczy i do ludzi. Kiedy wczoraj miałem oddać fotel biurowy, który zabrałem dwa lata temu z biura na czas pracy zdalnej w pandemii, to było mi jakoś strasznie przykro, gdy go niosłem. Czułem się trochę tak jakbym rozstawał się z jakimś przyjacielem. Na szczęście mogłem pocieszy się tym, że będę na nim siedział już w przyszłym tygodniu, ponieważ kończy się wspaniały czas pracy zdalnej i czas wracać do biura.

Wracając do tematu: zastanawiam się właściwie nad tym, co kieruje naszą pamięcią? Dlaczego jedne zdarzenia zapamiętujemy sposób tak trwały, choć wcale nie są dla nas istotne ani ważne, a inne, ważniejsze  pozoru rzeczy umykają naszej uwadze?  Właściwie pamięć działa jak taki nie do końca sprawny rejestrator. Niby wszystko rejestruje, ale wielu rzeczy nie odtwarza na żądanie. Z pewnością ma to swój sens, nie wszystkie rzeczy trzeba pamiętać, nie wszystkie, szczególnie traumatyczne doświadczenia warto wspominać. A co do dokładności, to nawet prowadzony przeze mnie dziennik wdzięczności, ma dużo większy zasób faktów z przeszłości, niż mój coraz bardziaj dziurawy umysł. W moim dzienniku notujęzawsze wydarzenia z minionego dnia i choć piszę tam w sposób bardzo ogólny, to rzadko przegapiam jakikolwiek dzień. Praktycznie wszystkie są spisane. Zaglądam czasem do jakiegoś starego, przypadkowego wpisu i wtedy moja pamięć wybudza się z jakiegoś letargu, jakby zdawała się mówić: no tak, rzeczywiście, tak było! Pamiętam przecież! 

A a gdyby się tak przez chwilę zastanowić: czy pamięć o minionych wydarzeniach rzeczywiście jest aż tak istotna? Oczywiście, że miło sobie czasem powspominać, ale ostatnio coraz bardziej dociera do mnie refleksja, że o wiele więcej jest do zrobienia w teraźniejszości. Coraz mocniej dochodzę do przekonania, że delektowanie się tą chwilą, przeżywanie i doświadczanie to styl życia, który ma o wiele więcej do zaoferowania. Przeszłość już minęła, ona właściwie nie istnieje, jej ślady, często mocno poszatkowane, są już tylko w naszej pamięci. Od kiedy zacząłem zajmować się improwizacją teatralną, coraz cz ęściej stopniowo wynurzam się z zamulonej rzeki przeszłości; tak, bo przeszłość to taka martwa odnoga rzeczna, tam już nic nie rozwinie się, ta rzeka zostanie już na zawsze w swoim miejscu. Zaś cieszyć się życiem to cieszyć się tym, czego dzisiaj doświadczam wszelkimi wydarzeniami, relacjami osobami, nawet tym kończącym się latem. Niby to wszystko wiem ale kiedy tak naprawdę pojmę to i zacznę żyć w ten sposób? Czy kiedy to pojmę będzie już dla mnie za późno i zostaną mi tylko wspomnienia ? Oby nie.


Komentarze

Popularne posty