Dziennik z epidemii. Dzień 27.





Działo się w "Bistro na dole", małej stołówce na Wydziale Dziennikarstwa UW, blisko mojego mieszkania.  Rześki Pan profesor podchodzi do bufetu i zamawia danie dnia. Ekspedientka wskazuje na mnie palcem i ze smutkiem w głosie mówi: "Ten Pan niestety je ostatniego kotleta...". Mowa o mnie, więc wyprężam się z dumą na krześle... Jak dobrze, że nie jestem już studentem...   

Komentarze

Popularne posty