Urlop w stylu Vivaldiego w czasie wojny

 Nie, nie byłem we Włoszech, zawitałem do Budapesztu i Wiednia, a Vivaldi dlatego, że pogoda przypominała istne cztery pory roku. Lato w Budapeszcie, wiosna i jesień w Wiedniu, a wreszcie zima w Warszawie, bo po powrocie zaspy śnieżne po kolana.

Do Budapesztu przyjechałem po czterech latach i wreszcie mogłem docenić to, jak bardzo się zmienił. Zresztą był już taki, gdy przyjechałem tu 23 lata temu na pierwsze stypendium; już wtedy wydawał się taki radosny i bezpośredni. Kipiał niezobowiązującym życiem, gorączką, narzucał się ludźmi wychodzącymi ostencacyjnie na zewnątrz kawiarni. Zaskakiwał jakąś nieprzewidywalną uliczką, która tętni życiem, nawet w jakimś ciemnym, długim na 3 kilometry zaułku. Rozbuchany gwarem ludzi, nie przejmujących się, czy o 23.00 ktoś w oknach nad knajpą próbuje zasnąć. Beztroska czasami tak przerażająca, że setki petów rzucanych na ulicę, gdzie popadnie, z szczególnym zagęszczeniem wokół przystanków. Odwiedziłem też miejsca, do których mam zawsze największy sentyment: Dayka Gábor, Hotel Góliát, Szondi utca, Déli Pályaudvar. Pierwsze, betroskie imprezy, miłości, szaleństwa i śmiechy do rana. Odkryłem też wiele nowych miejsc, których wcześniej nie znałem. Tak, Budapeszt żyje, a do dawnego świata, który wciąż po cichu żyje lub dogorywa w rozkładzie jak Déli, dokłada wciąż nowy, nieoczywisty, mroczny i dziwny jak Labirynt pod Wzgórzem Zamkowym.

Wszędzie, gdzie byłem, na dworcach w hoteleach, widziałem też mnóstwo uchodźców z Ukrainy. Wielu z nich pomogłem, patrząc szczególnie, jak bezradni są na Węgrzech. "Dorabiałem" więc na dworcach i w hotelach jako tłumacz, a w Wiedniu jeszcze dodatkowo jako tragarz wielkiej walizy Anny, mojej sąsiadki, Ukrainki z pokoju obok. Potrzebowała się dostać na dworzec, a kierowca Ubera odmówił jej przejazdu, zatem zaprowadziłem ją na dworzec i pomogłem nieść jej torby i walizki. Zdziwił mnie trochę cel jej podróży: Solerno, Włochy. Oznajmiła mi, że wcześniej odwiedziła już Kraków, teraz Wiedeń, a za chwilę Włochy. Nie chcę tu nikogo oceniać, ale  czy to nie dziwne, że w sytuacji wojny darmowe bilety i noclegi wykorzystuje się do podróżowania i zwiedzania całej Europy? 

Podobna sytuacja była też z dwiema młodymi Ukrainkami, kórym pomagałem jako tłumacz w Budapeszcie. Poprosiły mnie o pomoc w zakupie biletow do Sofii, choć mogły spędzić w pięknym Budapeszcie nawet 30 dni i miałyby stamntąd bliżej do ojczystego kraju. Bułgaria to sam dół kontynentu, Włochy zresztą podobnie, ale poniekąd rozumiem: tam wojna, a tu darmowe bilety, hotele, ciepłe kraje; kto wie, kiedy następnym razem nadarzy się okazja na taką podróż. Dlatego nie oceniam, bo sam nie wiem, jak bym się zachował na ich miejscu, skoro europejski świat nagle otworzył na oścież swoje podwoje. Z drugiej strony ktoś będzie musiał zapłacić za te noclegi i przejazdy i będzie to nikt inny, jak podatnicy z krajów, które użyczają gościny. Nie wiem, czy jest do końca uczciwe przemieszczanie się tysięcy uchodźców wojennych po Europie w celach głównie turystycznych, ponieważ robi się w ten spsosób czarny PR reszcie uchodźców, dla których hotel i transport są sprawą życia i śmierci. Może przyjść taki dzień, że tubylcze rządy europejskich krajów dostrzegą to nadużycie i podziękują wszystkim uchodźcom lub zamiast oferować wszystko za darmo, poproszą o fifciś ojro. Może jakaś symboliczna opłata zamiast całkowitej darmoszki? Nawet 3 Euro za nocleg w hostelu pewnie zmieniłoby podejście niektórych miłośników okazyjnych podróży, no przecież chodzi o to, żeby jak najszybciej wrócić do normalnego życia: do pracy, kontynuowania nauki, nawet jeśli byłaby to praca czy nauka za granicą. Nie byłoby to głupie, a na pewno bardzo odpowiedzialne.






Komentarze

Popularne posty