Dziennik z epidemii. Dzien 22




Tydzień w Warszawie niniejszym zaliczony. Co wniósł w moje życie? W sumie niewiele... Noszenie maseczek przy moich problemach z oddychaniem jest udręką. Wiem, skoro mam takie problemy, wale nie musze ich nosić, jednak nie chce mi się tłumaczyć każdemu, kto mnie mija, dlaczego nie muszę. Wystarczyła mi kłótnia dwóch osób w autobusie, by odpuścić sobie tę wygodę. Na szczęście otworzyli Venturilo, pierwsze przejażdżki rowerami miejskimi od dawna, no - tego było mi potrzeba. Niby niewiele, a jaka frajda. Szczególnie elektryczne prują jak pershing. Wypróbowałem też nowe hulajnogi "Dott", przejachaliśmy się nimi z bratem, oczywiście nie obyło się bez stłuczki. Podczas jazdy po Ogrodzie Krasińskich brat solidnie przyfasolił mi w hulajnogę, sam przy tym nieźle ucierpiał, gdyż pobijał sobie nieźle przy tym plecy. Potem kłótnia, czyja wina. Myślę, że te hulajnogi powinny mieć kierunkowskazy. One jeżdżą naprawdę szybko, a manewrowanie ręką w charakterze kierunkowskazu może się skończyć wyrypaniem się na łokieć. Oj, dobrze to pamiętam, właśnie miesiąc temu w maju zaliczyłem odkryłem nową przypadłość: "łokieć hulajnogisty", gdy zajechał mi drogę dzieciak. To było również w Ogrodzie Krasińskich. Chyba jednak odpuszczę sobie jazdę hulajnogami na jakiś czas.

Komentarze

Popularne posty