Osobisty Wielki Post

Marzec w tym roku jest taki... polski. Mimo iż wciąż sypie śniegiem i wieje mroźny wiatr, wiosenne słońce coraz mocniej naciera, każdy kolejny atak frontu światła przesuwa okopy nocy o kilka minut, i z dnia na dzień walka ta staje się coraz bardziej nierówna. Lubię czasem patrzeć przez okno na tę bitwę i nie mogę się już doczekać zwycięstwa światła; także w moim życiu. 

Jestem od ponad dwóch tygodni na wsi, bo mama złamała nogę i trochę jej pomagam tu, przynajmniej na tyle, na ile potrafię. Tymczasem tak się jakoś wszystko potoczyło, że nieoczekiwanie pomogłem też samemu sobie. Tu, na wsi, czas biegnie inaczej, już o tym kiedyś pisałem; jest go jakoś dużo więcej... Tak, tu jest czas na wszystko, więc można wiele rzeczy robić wolniej, a paradoksalnie zostaje jeszcze całkiem spory zapas życia.

Te ostatnie kilkadziesiąt dni bardzo mnie zmieniło, przede wszystkim wykonałem najtrudniejszą z możliwych prac - pracę nad wasnym charakterem. Czterdzieści dni temu powziąłem zamiar przezwyciężenia w sobie wielu złych nawyków. Wyzwanie to dotyczyło pozbycia się pewnych cech, które uważałem od dawna za negatywne i wręcz nie wierzyłem w możliwość ich wykorzenienia. 

Jakież to były moje główne bolączki sprzed 40 dni, które to urosły do miana postanowień wielkopostnych? Było ich sporo, ale może wymienię tylko niektóre: narzekanie, zbytnie zamartwianie się, niekonsekwencja, późne chodzenie spać, jedzenie o późnych porach, niecierpliwość, brak uważności. A dziś? Niemal u kresu drogi! Nawet nie wiesz, drogi Czytelniku, jaka to radość, być tak blisko celu, do którego się zmierza. Dziś, w 39 dniu, mogę powiedzieć, że na pewno wygrałem.

A z kim to wygrałem? A z samym sobą! Jednak - co ważne - nie dokonałem tego tylko swoimi siłami - Bóg to zdziałał, jednak nie sam - działał oczywiście we współpracy ze mną, zatem - koniec końców - to nie ja, lecz On wygrał, a korzyść z tego dla mnie taka, że udało mi się dzięki temu umocnić wiarę nie tyle w siebie, co w Boga!

Z listy złych nawyków do wykorzenienia został mi już tylko brak uważności, i na tym się skupię w najbliższym tygodniu - aby być bardziej uważnym. Zdaję sobie sprawę, że nawet mój blog nie grzeszy idealną interpunkcją (której zasad - jako polonista - jestem przecież świadomy), tymczasem tu i ówdzie wyskakują literówki, a po napisaniu posta, po prostu go publikuję, z reguły bez czytania. Wezmę się za to. Tak, postaram się to wykorzenić również dlatego, by czytało się Tobie lepiej, drogi Czytelniku.

Nie mogę powiedzieć, czy i na ile będę potrafił konsekwentnie żyć tą zmianą przez resztę mojego życia, ale się tym nie przejmuję, ponieważ żyję w "tu i teraz" i wiem, że Pan Bóg mi, również "tu i teraz", błogosławi. Wiem, że będą pewnie nie raz kryzysy i zwątpienia, ale wcześniej też miałem kryzysy. Przeżyłem też ostatnio sporo zawirowań i bardzo bolesnych momentów, a mimo to gdzieś tam w środku czułem całym sobą, jak mocno działa we mnie Boża moc. Nawet w najtrudniejszych chwilach On był przy mnie. Mój Przyjaciel dawał mi pokój serca, radość, nadzieję.

Możesz wierzyć lub nie - ale Jego Słowo, które trzymam na swoim stole, usuwa lęk, a w moim przypadku na przykład, pewien szczególnie dojmujący rodzaj obawy - lęk poranny. Tak, ponieważ rano, miewam często ataki niepokoju. Pojawia się zwykle krótko po przebudzeniu, zaczynam wtedy zbyt dużo i gorączkowo rozmyślać o wielu sprawach i niestety zazwyczaj donikąd mnie to nie prowadzi. No, chyba że do poczucia beznadziei. Ale wystarczy, że się pomodlę lub - jeszcze lekko zaspany - położę dłoń na Słowie, a już opuszcza mnie lęk i na ustach pojawia się lekki uśmiech. Spróbuj tego i Ty.

Zmieniłem się. Pewnie jesteś ciekaw: jak tego dokonaliśmy, ja i Bóg? Po prostu dużo się modliłem, o każdej porze dnia, czytałem Jego Słowo, rozmawiałem z Nim i wreszcie - całkowicie Mu zaufałem. W pewnym momencie zacząłem też naśladować postawę Maryi, aby zaufać jeszcze mocniej. I zaufałem. I nawet bardziej niż kiedykolwiek. Wiem, że Bóg może wszystko; On może mnie przemienić, otworzyć moje serce i właśnie tak się stało. On to po prostu zrobił. Zdałem sobie sprawę, że On już zwyciężył nad wszystkim; nad wszystkim, co złe we mnie, i tylko ode mnie zależało, czy w to uwierzę. 

Uwierzyłem.

Prawdziwa wiara działa zaś cuda, daje prawdziwą nadzieję, otwiera na Miłość, a to cel ostateczny. Za drzwiami Miłości nie ma już lęku, nie ma śmierci, czas staje w miejscu. 

Zanurzony w Miłości człowiek staje się ufny i radosny jak dziecko.  

Jeszcze dwa tygodnie, a będę, a - mam nadzieję - wszyscy będziemy świętować wielkie zwycięstwo. Zwycięstwo Życia, Miłości, Radości nad śmiercią, strachem i smutkiem. 

Zmartwychwstały Jezu Chryste,

który jesteś Drogą, Prawdą i Życiem,

spraw, byśmy wiernie żyli

duchem Twego Zmartwychwstania.

Odnów nasze serca.

Naucz nas umierać samym sobie,

abyś Ty i tylko Ty w nas pozostał.

Uczyń nas znakiem Twej miłości,

co przemienia i przekształca.

Zechciej posłużyć się nami

w odnowie społeczeństwa,

abyśmy głosząc Twoje życie

i Twoją miłość,

doprowadzili wszystkich do Twego Kościoła

Przyjmij te prośby Panie Jezu,

który żyjesz i królujesz z Bogiem Ojcem,

w jedności Ducha Świętego,

jako Bóg na wieki. Amen. 


Komentarze

Popularne posty