Pozamiatane

Cudowny czas dla badacza komunikacji. Ciekawe, ile hajsu zapłaciły sztaby Ogórkowej i Komorowskiego "wybitnym specjalistom" za kształtowanie wizerunku w kampanii. Cała kasa poszła w błoto, a będzie jeszcze gorzej. Ludzie ludziom zgotowali ten los. Brak elementarnej wiedzy z zakresu marketingu narracyjnego i zignorowanie roli dialogu w procesie wzbudzania zaufania u wyborców...

Marketing narracyjny

Spojrzenie na ostatnie pięć lat prezydentury jak na pewną opowieść jest trudne. Dlaczego? Ponieważ nikt świadomie jej nie tworzył, nie budował z prezydenta bohatera, który zmaga się z przeszkodami i w tych zmaganiach odnosi wielkie sukcesy. Nie ma w tej opowieści nic prócz przypadku i działania pod dyktando byłych partyjnych kolegów. Powiem szczerze - w tej opowieści nie ma bohatera, nie ma silnych decyzji, trudnych wyborów.

A co dzieje się teraz w kampanii ? Czy to cudowna przemiana? Niestety nie. Jeżeli miałbym nadać obecnemu prezydentowi jakąś rolę, to byłby on smokiem w bajce, który żył bezpiecznie, żarł po cichu kolejne prosięta, a teraz rzuca się resztką sił, bo przybył dr Duda, czyli właściwy bohater i ugodził go boleśnie w żebro. A za 2 tygodnie ostateczny cios i koniec. Czemu tak się skończy? To proste. Czy ktoś przy zdrowych zmysłach uwierzy, że prezydent, który siedział przez 5 lat w pałacu i czasem latał po świecie, teraz nagle szczerze zainteresuje się problemem beja spod sklepu? Czy nie za późno na rozdawanie ulotek w metrze, rozmowy z inwalidami i bezrobotnymi? Przecież opowieść o prezydencie zaczęła się dużo wcześniej, przypomnijmy - od objęcia funkcji głowy państwa wskutek śmierci poprzedniego prezydenta w katastrofie lotniczej, a potem nastąpił wątek sukcesu w kampanii prezydenckiej. Co to była za narracja? Tylko jedno słowo mi przychodzi na myśl: uspokajająca. Prezydent był wtedy na swoim miejscu, był niczym lek na uspokojenie, jak taki ibuprom po katastrofie tupolewa i żałobie narodowej; on po prostu był, nie przeszkadzał, co prawda też za bardzo nikomu nie pomagał, ale był. Żałoba się skończyła, zabrali krzyż spod pałacu i wreszcie ludzie zobaczyli co jest za nim schowane...  I co? Nic. I do dzisiaj nic. Stoi pałac, statyczny obraz, a w nim statyczny prezydent. Nic praktycznie nie zrobił, ani mądrego, czy odważnego nie powiedział. A jeśli już w ogóle coś padało z ust prezydenta, to było to komediowe albo kompromitujące. Ludzie nawet sympatyzują z komediantami, są niegroźni, nie wyrządzą nikomu szkody, jednak po pewnym czasie nawet najlepsza komedia się nudzi i nikt nie chodzi na czwarte i piąte sequele najlepszych komedii. Nuda. A do tego stare problemy jak były, tak są. Niestety ibumprom przestał działać i wróciła stara choroba: śmieciówki, praca do śmierci, wysokie podatki, grabież mienia. Opowieść o prezydencie stałą się nudna, a nikt z jego sztabu tego nie zauważył. Nie zauważyli, że główną cechą prezydenta było to, że go nie było, a teraz nagle jest wszędzie, wyłazi z lodówki, kocha JOW-y, rozdaje ulotki, a nawet pokazuje, że ma rodzinę. Skoro go nie było i miał poparcie, to czemu miałby teraz być, pokazywać się - pomyśleli. Niech nie idzie na debatę. I tak dochodzimy do drugiego kardynalnego błędu, który okazał się gwoździem do trumny kampanii.

Dialog

Skończyła się epoka autorytetów w starym rozumieniu, ludzi pokazywanych w telewizji, głoszących orędzia, patrzących z wysoka na tłum słuchaczy. Obudźcie się: żyjemy w epoce interaktywnej, epoce dialogu, gdzie oprócz tego, jak mówię, tak samo ważne jest to, jak ja słucham innych. Niestety nie widzieli tego pijarowcy prezydenta, a teraz obudzili się i stąd za plecami Bronka żenująca pani sufler, która mu mówi, co ma powiedzieć, kiedy przytulić i kogo omijać szerokim łukiem. Sam z siebie nie zrobiłby tego, bo nie ma odruchów słuchacza, nie umie z uwagą, empatią wsłuchiwać się w problemy innych ludzi i stosownie reagować. Przychodzi inwalidka mówi nerwowo o swojej trudnej sytuacji, a prezydent śmieje się. Podchodzi po radę młody chłopak bez pracy, a  prezydent dalej udaje błazna w swoim stylu i mówi do niego: weź kredyt, zmień pracę. Nie można udawać, że się czuje empatię, gdy się jej nie czuje i nawet najlepsze porady pijarowca za plecami nie zmienią miny znudzonego, zażenowanego człowieka, którą widać w kamerze. Widać, że prezydent nie ma po prostu ochoty na dialog, nie tylko z Kukizem czy Dudą, ale z kimkolwiek spoza swego bliższego otoczenia. Dlaczego? Nie ma nic do powiedzenia? Zasada mówi, że lepiej wejść w relację niż nie wchodzić. Ludzie wchodzący w relację, dialog wymieniają się nie tylko poglądami, ale też emocjami. Rezygnacja z dialogu, to rezygnacja ze wzbudzania emocji i to nie ważne, czy pozytywnych, czy negatywnych. Osoba, która nie wzbudza we mnie emocji, nie interesuje mnie i wtedy przekazuję swoje zainteresowanie komuś innemu. Dlatego nie na próżno przytacza się zasadę:"nie ważne, dobrze - czy źle, ważne, żeby mówili", gdyż na tym polega właśnie bycie interesującym, człowiekiem, nie ukrywającym się przed innymi, nawet jeśli wyjście ze strefy komfortu skończy się nieprzyjemną konfrontacją. Teraz jest za późno na takie konfrontacje, za późno na bycie barwną osobowością, dobrym słuchaczem. Jeśli nikt nie słuchał mnie przez lata, czemu miałbym mu wierzyć? Skąd mam pewność, że naprawdę mnie słucha, a nie tylko udaje, żeby zdobyć mój głos? Brak zaufania to brak fundamentu pod dialog i dlatego ta dziwaczna prezydentura z prezydentem bez charakteru runie z hukiem. I dobrze.

Komentarze

Popularne posty