Dziennik z epidemii. Dzień 15.




Wielka Sobota. Przebudzenie na wsi jakże inne od tego miejskiego. Cisza, kanapki na stole, kawa z cordycepsem i ganodermą.

W południe przejażdżka do kościoła w moich rodzinnych stronach i na cmentarz. Kościół otwarty na oścież, ale w środku pusty. Jedynie ksiądz modli się w jednej ławek. Podchodzę do niego a on odwraca się do mnie i mówi spokojnie: "Daniel, przyjdź dzisiaj na Mszę, przeczytasz, będzie bardzo dużo czytań.
Zgodziłem się przyjechałem na szóstą, przeczytałem i wziąłem udział w Wigilii Paschalnej. Byli ministranci, było też trochę wiernych. Msza przypominała nieco nabożeństwa pierwszych chrześcijan, którzy zgromadzili się w małych grupach W obawie przed prześladowaniami. Niegdyś przed żołnierzami rzymskimi, dziś przed policją i ateistami którzy najchętniej widzieliby kościoły pozamykane, a Mszę świętą dopuszczonoby ostatecznie w telewizji. Coś na kształt ogrodu zoologicznego dla ludzi nie z tej epoki.

W czasie mszy ministrant potrącił flakonik z winem i rozlał je. Zapach wina roznosił się, mimo że posprzątano. Wlano nowe wino, węgierskie białe wino Egri Leányka. I właśnie to nowe wino zamieniło się na ołtarzu w krew Chrystusa. Na pewno można by się było doszukać symboli w tym wydarzeniu, ale poprzestanę na tym opisie, ponieważ muszę się już kłaść spać bo jutro wstaję na rezurekcję.
Życzę wam wszystkim zdrowych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego, pełnych wiary, nadziei i miłości!

Komentarze

Popularne posty