Dziennik z epidemii. Dzień szósty




Wreszcie wiosna, wreszcie ciepło i lato buchneło przez okna, otwierając je na oścież. Moje też. Sąsiadka myje okna, czuje wiosnę, no to zagadałem przez okno: "Wiosenne porządki?" - I don't speak Polish. Niezdarnie odpowiedziałem jej po angielsku, bo słowo "wiosna" zawieruszyło mi się w głowie, a ona mnie poprawiła, niewiele sobie robiąc z tego, mimo że była to pierwsza konwersacja, od dwóch miesięcy, kiedy tu mieszkam. No nic. Zawsze jakieś uczłowieczenie tej kobiety i danie jej sygnału, że jestem naprzeciwko i może się domyśli, że jednak widać wszystko przez okno z 8 metrów. Niech je lepiej zasłoni to, okno, bo ja tu cały dzień w domu i też bym chętnie popatrzył na świat :) Wąskie ulice Starego Miasta mają swój urok, ale i minusy. Jak kiedyś ludzie z tym sobie radzili?

Cieszę się z powolności czasu, który upływa, z jego leniwego trwania. Płynie teraz tak obiektywnie,na naszych oczach, jak w czasie Świąt. Niestety dzieje się z wieloma ludźmi oraz moimi znajomymi niedobrze. Bomba za bombą, relacja za relacją na fejsie. Nie oglądam, szkoda mi czasu. Jeśli nigdy ktoś nie miał takiej niezobowiązującej relacji z sobą, tylko wymagał od siebie więcej i więcej, to teraz trudno mu zderzyć się ze zwykłym byciem bez udowadniania czegoś sobie i innym. Zobaczcie, Bóg zesłał piekny czas w Poście. Kto potrafi wytrzymać trudności i znaleźć w sobie siłę, ten wygra. Kto ma słabą wiarę, będzie chciał żyć po staremu, przegra. Kto ma, temu będzie dodane, a kto nie ma, temu zabiorą to co ma. Właśnie przez megafon policja ogłasza, by zostać, by się nie szwędać. Warszawiacy chodzą, spacerują, cała Miodowa pełna ludzi. Idźcie ludzie do domów.

Komentarze

Popularne posty