Dzienni z epidemii. Dzień czwarty.




Można mi zarzucić, że już cztery dni, a nie padło tu ani razu słowo koronawirus. Otóż znowu strasznie zarobionym. W pracy trzeba pracować jak mrówka, nie ma nawet kiedy zjeść. Rząd wprowadza obostrzenia: od dziś nie można się szwędać bez celu po ulicy, a na mszy tylko 5 osób, to samo ze ślubem i pogrzebem. Nie warto teraz umierać, o nie. Wreszcie znajdą sobie wymówkę, żeby nie przyjść na pogrzeb. Ale na mszę chodzę codziennie i czytam. W ogóle ten kryzys i lock down to dobry czas dla ludzi lubiących wymówki. Wreszcie można rozluźnić kontakty z upierdliwymi osobami bez zbytniego tłumaczena się.
Można będzie chodzić po mieście co najwyżej dwójkami. To akurat  chyba dobre, nawet dla samego bezpieczeństwa... Dobrze, że nikt nie wie, że mam 17 osobowości, jeszcze by mnie podkablowali, że chodzimy po ulicy całym tabunem.
No i - poza wczorajszą dołującą połówką - dnia zaczynam nabierać przeświadczenia, że ten czas jest całkiem ciekawy i zajmujący. Dla osób, które już widza we mnie psychopatę jarającego się globalnym nieszczęściem uspokoję: ciekawie mnie to, co się dzieje, ale z naukowego punktu widzenia. Jak faceta w fartuchu, który biorąc do ręki patyk, zastanawia się, czy spadł sam, czy urwał go z drzewa człowiek. Zanim się tu zabawię w filozofa, może jadnak całą tę sprawę sobie dobrze przemyślę. W każdym razie coś jest na rzeczy, nie ma przypadków w  życiu!

Komentarze

MilGor pisze…
Niby kwarantanna, a ja czasu dalej nie mam haha
dantejski pisze…
Tak, jedne aktywności zamienione na inne :))
Unknown pisze…
Ja także! Tyle rzeczy do zrobienia :D
Gabi pisze…
Ten czas nam dany jest piękny. Warto z zrobić wszystko to, co odkładaliśmy na później a co jest możliwe do spełnienia w izolacji�� i fajnie jest tak po prostu wypić rano kawę we własnym towarzystwie, pozwolić umysłowo powoli się rozbudzić i odetchnąć pełna piersią bez stresu zwanego pośpiechem.

Popularne posty