Gdzie jest fabuła?

Nieprawda

Słabość polskich książek, kina, impro, teatru, a nawet narracji historycznych to między innymi brak dobrze opowiedzianej fabuły. Niemal wszędzie, gdzie tylko spojrzysz. Fabuła nie istnieje, a dokładniej - wyparowała, ciekawa opowieść się z niej ulotniła. Sięgam po najlepsze tytuły ostatnich lat ... Na przykład "Katyń" - mocne obrazy zawieszone w pustce braku planu fabularnego, "Carte Blanche" - dobry plan ze schematycznym, wręcz sztampowym rozwinięciem wątku. Film "Ki" - mocno zarysowana bohaterka zatopiona w całkowicie przypadkowym i powtarzalnym biegu zdarzeń. "Okruchy prawdy" - kryminał rozgrywający się w oryginalnych sandomierskich sceneriach z głupią i chwilami wręcz niewiarygodną fabułą. Wydawałoby się, że najlepszą fabułę powinny mieć filmy osadzone w historii, w końcu wydarzenia historyczne same stanowią ciekawy plan, dodają poczucia autentyczności. A jednak nie. Wiem, że byli przede mną ludzie, którzy pytali już setki razy, jak to możliwe, że powstają za grube pieniądze gnioty takie jak "Bitwa warszawska 1920 roku", "Miasto 44", Ogniem i mieczem" i dlaczego zboczyliśmy z drogi, jaką wytyczyły kiedyś filmy takie jak "Krzyżacy", "Potop", czy chociażby "Bolesław Śmiały"? Polacy, co się stało? Czy utraciliśmy zdolność do pokazywania prawdy? Rację ma prof. Andrzej Kuźniar, gdy zadaje pytanie: "Gdzie są te polskie filmy?" (http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/prof-andrzej-krzysztof-kunert-dlaczego-nie-ma-polskich-filmow_313894.html).

Wyjątki potwierdzają regułę

Ja dorzuciłbym do pytania Kuźniara jeszcze inne pytania. Gdzie te opowiadania, powieści, sztuki teatralne? Mam swoją koncepcję na ten temat. Moim zdaniem umiejętność prowadzenia ciekawej fabuły jest konsekwencją autentycznego zaangażowania piszącego w opowiadaną historię. Tak, np. na warsztatach scenariopisarstwa Maciej Ślesicki powiedział mi kiedyś o napisanym przez niego scenariuszu filmu "Tato". Historia tam opowiadana jest poniekąd historią z jego życia. Dokładnie. Im bliżej autentyzmu, tym bardziej ja, widz, czytelnik wierzę w to, co się dzieje. Dlatego doceniam perełki polskiego kina: "Dług" jest mistrzowski. "Hardkor Disco" wymiata. W "Długu" przepaść pomiędzy zwyczajnym życiem a tym, co stało się później jest pokazana genialnie mimo słabych momentów w drugiej części filmu. W "Hardkorze" natomiast mamy bohatera, który porusza się po własnej ścieżce fabularnej i choć niewiele się wyjaśnia do samego końca, to dramaturgia scen jest mocno podkręcona, czuje się napięcie przez cały czas oglądania filmu. Powstała też pełna kunsztu "Róża", w której widzimy ciut poszarpaną, ale logiczną historię i niby wszystko się zgadza, ale postaci antagonistów zamiast przerażać ... śmieszą. Taki mały szkopuł, a drażni, bo film przecież bardzo dobry, mocny i poruszający. Podobnie jak w "Hardkorze", tak i w "Róży" mamy bohatera przychodzącego  "skądś" - przy czym o ile w "Hardkorze" do końca nie wyjaśni się zbyt wiele, to w "Róży" cierpliwość widza zostaje nagrodzona i w pewnym momencie dowiadujemy się, skąd przybył nasz bohater. 

Nędza

Druga sprawa - my Polacy nie mamy doświadczeń autentycznych sukcesów, hasło: "nie wychylaj się" to pokłosie niskiego poczucia własnej wartości, przegranych powstań narodowych, jeżeli nawet zdarzy się sukces, jak w 1920 roku, to nie umiemy się nim cieszyć, już tacy jesteśmy. Przeżywanie smutków, porażek, narzekanie o norma w polskiej rzeczywistości, gdzie zionie nudą, gdyż panuje powszechne przekonanie, że pierwszego miliona dorobić można się tylko złodziejstwem, a nie uczciwą pracą, że Polacy są i będą beznadziejni. Wszechobecny hejt na polskich sportowców nie przeminął nawet po sukcesach Adama Małysza, czy wygranej polskich piłkarzy z Niemcami. Nie umiemy się cieszyć, tacy już jesteśmy; zakompleksieni, szukający wrażeń w dalekich podróżach, najlepiej z dala od miejsca zamieszkania, bo przecież im dalej od tego wstrętnego podwórka, tym lepiej. A skoro tak myślimy, to z automatu kopiujemy cudze pomysły na życie, które nijak nie przystają do naszej, rodzimej rzeczywistości. Takie eksperymenty kinowe jak "Dom zły", Chrzest" czy "Ślub"  nie dorastają do pięt "Weselu" Wajdy. Standardem jest prześlizgiwanie się po powierzchni tematu, jazda po stereotypach a nie po autentycznym doświadczeniu lub brak poszukiwania głębszej refleksji.

Sielanka 

Jest w polskim kinie impreza, są złoci polscy chłopcy, piękne kobiety, modne stroje albo ładne kostiumy. Nawet obraz jakby ostrzejszy niż na analogu. A w tym wszystkim banał bohatera, który może, a nie musi. Czemu? Bo nie ma wyzwania - np. ma słabego antagonistę. Czemu przestępca w "Okruchach prawdy" to jakaś marna, papierowa postać drugoplanowa? Czemu wybranka głównego bohatera "Carte Blanche" jest schematyczna i uproszczona do bólu kości? Albo rozbrykana panna Ki z filmu o tym samym tytule. Czy jej zależy? Ja nie wiem. Już prędzej uwierzyłem słynnej "Idzie", choć trzeba tu szczerze powiedzieć, że fabularnej prawdzie o młodej zakonnicy towarzyszy jakaś nieprawda o motywie poszukiwań i ogólnie rozumiany infantylizm. Niestety. Tam gdzie jest sielanka, brak stresu, przyparcia bohatera do muru, gdzie nie ma "punktu bez powrotu, tam jest żenada. To stres - potężna dawka adrenaliny są tym, co bohatera złamie lub zmieni. A gdzie ta zmiana i towarzyszące jej napięcie. Kiepsko to widzę. Różewiczu, po coś pokarał nas "Kartoteką", z której dzieci uczą siew szkole i jej dennym bohaterem bez ambicji?

Autentyzm nieautentyczny

Teraz kilka słów o improwizacji scenicznej. To nurt działania scenicznego o korzeniach anglosaskich (niektórzy doszukują się korzeni impro w comedii del arte i teatrze Stanisławskiego) nurt, który zafascynował mnie kilka lat temu. Podstawą improwizacji jest budowanie scen, fabuł, kreślenie relacji międzyludzkich na niwie autentycznego, jednorazowego przeżycia. Impro jest skandalicznie jednorazowe, nie da się stworzyć dwóch takich samych scen, fabuł i o to właśnie chodzi - o niepowtarzalność ludzkiego, jednostkowego doświadczenia. Chodziłem przez kilka lat na warsztaty improwizacji i ćwiczyłem wiele umiejętności. Poza jedną - umiejętnością prowadzenia fabuły. Był co prawda poziom poświęcony podróży bohatera, ale dotyczył on tylko kwestii podstawowych jak antagonista-protagonista, cel bohatera, podbijanie stawki, itp. Nic dziwnego, że historie, które wtedy powstawały, były często sztampowe, nie wnikały w nic głębszego. Pod powierzchownością bohaterów krótkich przebiegów impro nie zbudowała się żadna głębsza motywacja, która umożliwiałaby ukształtowanie mocnych platform, relacji tak, by zaskoczyć widza, urozmaicić ciąg zdarzeń fabularnych. Myślę, że to właśnie zadanie, które czeka mnie. Stworzyć takie impro, gdzie fabuła angażuje widza, gdzie pytanie: "co stanie się dalej?" będzie absorbować tak grających, jak i oglądających. Marzę, by były to przebiegi, które dotykają pewnej prawdy o człowieku, a nie tylko komediowej powierzchowności. Jakąś próbkę tego widziałem wczoraj na wieczorze improwizacji teatralnej w "Mózgu". Aktorzy stworzyli format, który początkowo miał charakter niezdefiniowany - taki rodzaj performance'u w stylu improwizacji wolnej, po czym przekształcił się w improwizację werbalną, a wreszcie w coś w stylu harolda. Aktorzy zagrali w sumie trzy akty, z których ostatni pokazuje widzom wszystkie postaci, jakie wcześniej wystąpiły i ich wzajemne relacje.  Podobało mi się, że na ogół nie było parcia ku komedii, a śmiech był często konsekwencją  napięcia nagromadzonego w scenie. Nie podobało mi się odchodzenie aktorów, scen i historii od autentyzmu, ostentacyjne blokowanie ofert, granie postaci o niezrozumiałych motywacjach (kobieta, która obcięła sobie po trzy palce, człowiek, który przyjechał wyrzucić piasek, ale zaniechał tego z niewytłumaczalnego powodu) oraz słabe relacje. W tym wszystkim rzecz jasna zabrakło fabuły. Pomysłu na rozwinięcie wątków, które zaistniały, zostały doprowadzone do pewnej kulminacji, a na końcu umieszczone ... w próżni. Zdziwiło mnie to, że były aż trzy akty, każdy z aktorów zagrał w scenach kilkakrotnie, a i tak zabrakło jakiegoś wyraźnego powiązania historii i aktorzy nie włożyli wspólnie wysiłku zmierzającego do stworzenia puenty. Najlepsze fabularnie były wstawki narracyjne: ("widzimy, człowieka, który...), choć nie wiem, czemu opowiadane historie były nieautentyczne, komediowe, wymuszające śmiech, czego efektem było, że aktorzy sami nie wierzyli na końcu sceny w to, co wykreowali (trener żabich skoków po sześciu latach oświadcza: "co to w ogóle za dyscyplina, skakać jak żaba?"). Stąd pytanie: czy nie lepiej zaczynać od autentyzmu zwyczajnej historii, aby dopiero potem, dodając szczegóły, stworzyć konflikt, pozwolić mu się wyeskalować, osiągnąć kulminację i zamknąć mocną puentą? Widzę, że właśnie taki właśnie fabularny gatunek należy stworzyć i będę powoli ku temu zmierzał.

Nadzieja?

Żeby nie było, że jestem malkontentem i nie widzę nadziei. Ona jest, zawsze była, tylko trzeba zrozumieć i polubić polskość, żeby o niej mówić. Czasem przaśną, zaściankową, z kompleksami, Polskę prowincjonalną i pełną malkontentów takich jak ja. Bo nie jest prawdą, że fabuła nie jest potrzebna, że we współczesnych opowieściach nie ma konieczności prowadzenia narracji fabularnej. Tak, mamy w sobie zasianą potrzebę kontynuacji, bycia głównym bohaterem we własnym opowiadaniu. Szkoda, że my, ludzie tutaj o tym zapominamy i z braku własnego spojrzenia włączamy się w cudze historie, które nie prowadzą nas do żadnego głębszego sensu, poza podziwem dla innych, rozrywką lub poczuciem uczestnictwa w dużym projekcie, który nie jest o mnie, ale o innej, o innym. 

Piszę teraz do Ciebie. Twoja opowieść jest ważna. Jesteśmy jako ludzie wszyscy tacy samotni, że czasem nasza rezygnacja jest naturalną konsekwencją potrzeby choćby chwilowej przynależności do jakiegoś sensownego porządku. Po co? Żeby nie musieć skonfrontować się z prawdą o własnej historii. A tymczasem okazuje się, że i tak życie pokazuje, że w pewnej chwili trzeba stawić czoło naszej własnej opowieści i nikt jej za nas nie opowie. Nie opowie za nas naszego bólu, lęku, radości, miłości. Wiemy też, że kiedyś ta historia się zakończy i Ci z nas, którzy są religijni, mają również nadzieję, że ten koniec nie będzie definitywny, bo nawet, gdy ciało będzie martwe, to my dalej będziemy snuć swoją opowieść w nowej rzeczywistości!

Komentarze

Popularne posty