Wymiar czwarty - czas



"(...) chwila chwalebna żywa

i ani smugi żalu
palce splecione rozrywać
wczoraj dziś nazajutrz " (J. Czechowicz  "widzenie")


Zazwyczaj, gdy coś jest niezależne ode mnie, to się tym nie zajmuję. Nauczyłem się, że myślenie o czymś, na co nie mam wpływu, jest pozbawione sensu, a tak jest na przykład z kategorią czasu.  Co w tym interesującego, że człowiek się rodzi, coś tam całe życie porabia, tu się pośmieje, tam popłacze i umiera - każda historia pisana przez czas jest podobna do jakiejś innej historii i jednak ramowo wszystko wydaje się takie same - "nic nowego pod słońcem". Marność, wszystko marność. A jednak nie. Nie! Nie! Nie! Wiem teraz, kochani, że ja czasu w ogóle nie rozumiałem, długo nie widziałem, czym naprawdę jest.... Najśmieszniejsze jest to, że przez długi czas zajmowałem się czasem w rozumieniu fizycznym, czyli np. pewną wartością fizyczną odmierzaną stoperem. Moje życie było biegiem na czas. Do pracy, na spotkanie, na próbę, a wszędzie notorycznie spóźniony...

Kiedyś bardzo interesowałem się możliwością podróżowania w czasie przykład próbowałem zrozumieć paradoks dziadka czy bliźniaków, zaczytywałem się w blogach na temat fizyki kwantowej, próbując raz na zawsze rozstrzygnąć, czy jest różnica między upływem czasu w obiekcie poruszającym się i statycznym. Czy czas zwalnia wraz z ruchem, czy biegnie niezależnie od jakichkolwiek układów odniesienia? Powiem szczerze, nigdzie mnie te dociekania nie doprowadziły; przypominam sobie, że ostatnim epizodem mojego zafascynowania turystyką czasową była lektura  pewnego fizycznego forum, gdzie dwóch anonimowych fizyków wyzywało siebie nawzajem od najgorszych i czynili to słowami, których raczej nie chciałbym przytaczać. A wszystko w ramach naukowej dyskusji! Podjąłem decyzję - nauka ma w tej kwestii niewiele do powiedzenia, przynajmniej na razie. Turystów z przyszłości nie widziałem, nikt mi też nie dał żadnych znaków ze światów równoległych. Zachowałem się więc jak prawdziwy naukowiec i postawiłem na wyjaśnienie empiryczne, czyli zwątpienie. Po prostu jako naukowcy jesteśmy za głupi na ogarnięcie wymiaru, którego nie widzimy. To tak jak np. posłuchać, co myślą o baloniku istoty dwuwymiarowe, które widzą przecież ulatujący obok balon jako powiększające się koliste kręgi, raz większe, raz mniejsze. Tyle naszej ludzkiej wiedzy, a raczej głupoty.

A teraz spójrzmy teraz na czas z perspektywy opowieści. Na początek w perspektywie antropologii i religii. Tutaj wszystko wygląda cudownie, gdyż nie potrzeba się o nic martwić. Historia zbawienia pokazuje nam czas, w którym najsilniejszą pozycję ma historyczna przeszłość. Przeszłość jest historią, która stanowi mitologiczne sacrum. Wydarzenia raz opowiedziane stanowią bazę dla wszystkiego, co dzieje się później. Przeszłość zostaje uświęcona ostatecznie "spisaniem" jej. Wynalazek pisma jest tu nie bez znaczenia, gdyż uniemożliwia on przeinaczania i modyfikację pierwotnej historii (patrz" motto do Koranu lub inne sformułowanie Biblii - "Pismo Święte"). W dobie podań ustnych krążyło wiele wersji opowieści o Zeusie, Heraklesie i Tezeuszu. Ten ostatni ponoć został zrzucony ze skały przez Likomedesa, ale według innej wersji mitu sam się poślizgnął i spadł w przepaść. Gdyby mit został spisany na samym początku, wówczas najprawdopodobniej właśnie ta wersja by wygrała. Jednak dopiero w dobie pisma udało się usankcjonować główną wersję. Niestety nawet spisanie wzorca nie zmienia faktu, że opowieść mityczna ciąży ku przeszłości i pozwala tylko na jeden sposób posługiwania się przeszłością - pokazywanie archetypów, sankcjonowanie tabu, zakazów i konsekwencji różnych ludzkich postaw. Wola Boża tworzy z czasu wektor, gdzie na początku mamy Adama i Ewę, a na końcu Niebo i Piekło. Wola ludzka to na tym planie rodzaj błędu, który istnieje ale istniej po to, go nie popełniać. Skorzystanie z wolnej woli powoduje piekło, stan samotności, egoizmu, trwanie w bezczasie, w stanie rozpaczy i cierpienia.

Pójdźmy dalej - czy tylko w Biblii mamy taki sposób patrzenia na czas. Oczywiście nie! Taki sposób rozumienia czasu rozciąga się na całą mityczną teraźniejszość? Bohaterowie mitów grackich czy skandynawskich stanowią aktualizacje archetypowych wzorców. Każdy rodzaj postawy (np. Kain - Abel, Samson - Dalila, Medea - Jazon, Edyp - Jokasta) odnosi się do archetypu ukazującego pewne skrajne ludzkie postawy, a następnie ich pozytywne konsekwencje (wygranie nagrody, miłość, objęcie tronu, przedłużenie linii rodowej) lub - o wiele częściej - negatywne (wygnanie z raju, śmierć, napiętnowanie, samotność, szaleństwo, okaleczenie). Aktualizacja wzorca jest niezbędna dla ograniczenia pola interpretacji pierwotnej opowieści. Jak ten wzorzec ewoluował? Otóż w odróżnieniu od opowieści o bogach, które stanowią opowieść o WSZYSTKIM, na pewnym etapie pojawia się opowieścią o JEDNYM. Właśnie wtedy Bóg (bogowie) pozbawiony relacji z człowiekiem zamienia się w bohatera. Na przykład Bóg, który jest wszystkim, staje się pojedynczym człowiekiem - Jezusem, który wypełnia pisma w pewien konkretny sposób, ogranicza domysły Żydów, którzy mieli różne oczekiwania wobec ujawnienia się BOHATERA. Bohater zatem funkcjonuje w rzeczywistości, która nie jest już niedostępna. Można zobaczyć Boga, karmić się boskością w każdą niedzielę. Symbolem niedostępnej niegdyś, "boskiej" opowieści był ołtarz Jahwe w świątyni jerozolimskiej, do którego nikt nie miał wstępu albo Olimp w Grecji, który uchodził w starożytności za niezdobyty szczyt. Cechą bohatera jest więc jego dostępność, która pozwala na UTOŻSAMIENIE się z nim w planie przeszłości i - w obrębie rytuału religijnego - także w teraźniejszości

A co z mityczną przyszłością. tutaj doznajemy zawodu, gdyż jest ona atrakcyjna, ale jednocześnie ... trochę nudna. Bohater ewangeliczny w dalszym ciągu porusza się w "boskim" czasie i w ten sposób przyszłość ogranicza się do eschatologii - opowieści o rzeczach ostatecznych, które czekają każdego: śmierć, sąd, ragnarök, armagedon, nawet buddyjskie trwanie w innych wcieleniach nie wyzyskuje potencjału, jaki daje przyszłość. Mityczną perspektywę przyszłości najlepiej obrazuje poniższe opowiadanie:

"Po radę do mądrego szejka Abd el-Krima ludzie przybywali niekiedy z bardzo daleka. Potrafił rozwiązać najbardziej zawiłe problemy.Pewnego dnia stanął przed Abd el-Krimem wysłannik Allacha, Anioł Śmierci i oznajmił, że o wyznaczonej godzinie zabierze go z tego świata. Mądry szejk pogrążył się w zadumie, a po pewnym czasie kazał sobie przyprowadzić najszybszego wielbłąda. Wyruszył w drogę…

Ciągle popędzał swojego dromadera. W jego sercu rodziła się coraz większa radość, że uciekł tak daleko Aniołowi Śmierci. Po godzinach morderczej gonitwy trzeba było jednak odpocząć, bo zwierzę i podróżny zaczęli odczuwać trudy podróży. Na widnokręgu Abd el-Krim zauważył oazę. Tam się skierował, aby w cieniu drzew nabrać sił i uzupełnić zapas wody na dalszą podróż."

Przerażenie jego nie miało granic, gdy pod palmą zobaczył Anioła Śmierci. Ten widząc szejka rzekł: - Teraz wiem dlaczego mnie tu posłano i stąd kazano mi ciebie zabrać. Dziwiłem się tylko, jak ty w tak krótkim czasie zdołasz pokonać tak wielką odległość."

Dokładnie. Nad przyszłością szejka zawisło fatum, którego nie można powstrzymać, cofnąć, gdyż okazało się, że czas jego śmierci został wyznaczony i nic nie zdoła cofnąć wyroku losu. To samo stało się z Jezusem czy Edypem, którzy w trakcie własnej opowieści pokazywali jednocześnie wizję bliskiej przyszłości (Jezus - swoją śmierć, zmartwychwstanie, zaś Edyp - pytyjską wyrocznię o zabójstwie ojca i ślubie z własną matką). Gdzie tu miejsce na wolną wolę, na zmianę bohatera, o której mówiłem w rozdziale dotyczącym przestrzeni? Wizja takiej przyszłości jest zatem schematyczna, ale warto korzystać z mitów, gdyż mitologia i religia to skarbnica ludzkich postaw, które usankcjonowała kultura, uczyniła je zrozumiałymi, a w niektórych przypadkach, ja Nowy Testament nawet umożliwiła aktualizację wzorców, możliwość utożsamienia się z bohaterem, który staje się podobny do nas - choć tylko pod jednym kątem - wzywa nas do naśladowania, a zatem NAWIĄZUJE RELACJĘ Z CZYTELNIKIEM. Mimo że heroiczność Jezusa jest ciągle poza naszym zasięgiem, to jego pokora (umycie nóg uczniom) zachęta do współpracy z innymi, nie czynią go kimś "ponad". Podczas gdy nie jestem potrzebny żadnemu bohaterowi greckiemu czy babilońskiemu, to Jezusowi jestem - do realizacji wspólnego planu. Jazonowi, Edypowi czy Orfeuszowi nie. Odys też obejdzie się beze mnie w drodze na Itakę. Herosi greccy nie mają mi nic do zaoferowania. Pewnym stadium pośrednim jest superbohater - np. Superman, na co dzień zwykły dziennikarz, a od święta heros ratujący świat. Heros, bo pod względem posiadanych mocy jest mi niedostępny w procesie utożsamienia, zaś bohater, gdyż nie wyróżnia się na co dzień i nie eksponuje swojej ponadludzkiej mocy jako dziennikarz z zawodu. Brak jednak w superbohaterze eschatologii - jego przeznaczeniem jest wieczny powrót do swoich ról bez możliwości ujawnienia się. Trochę uosabia to amerykańską kulturę spełniania się poza pracą, zaś w pracy ślepe wypełnianie narzuconych obowiązków.

Dlaczego zatem podjąłem ten wątek, czy z konsekwencji, żeby dokończyć swoje rozważania, które utkwiły na trzecim, przestrzennym wymiarze. Po części tak. Muszę się jednak pochwalić, że na swój sposób zrozumiałem jednak naturę czasu; zrozumiałem dzięki literaturze, dzięki przemijaniu oraz dzięki improwizacji - budowaniu fabuły na żywo. Teatr improwizowany najlepiej odtwarza mechanizm działania czasu. Żadnego pomysłu nie można zagrać dwa razy, zawsze będzie w tym nieautentyczność, rekonstrukcja.

Początki - czas awanturniczy

Powieść grecka

Aby zrozumieć czas w opowieści, musimy przebyć podróż przez historię samego opowiadania. W starożytności funkcjonowało "przygodowe" rozumienie czasu. Gdy czytamy epos, zauważamy, że często występuje tam przypadek, akcja rozpoczyna się od słów "wtem", nagle". Na przykład chłopiec dostrzega dziewczynę, jego serce płonie z miłości, oczywiście jej także, ale pojawiają się zewnętrzne przeszkody - i co teraz? A do gry przystępują niezliczone przypadki i cuda: bogowie, mówiące zwierzęta, potwory morskie, które - co nie dziwi - żyją bardzo daleko od miejsca zamieszkania autora opowieści. Gdy przeszkody zostają pokonane, wydaje się że mija mnóstwo czasu. A jednak nie. Bohaterowie tak samo świezi i młodzi, jak na początku powieści, pobierają się. Czas awanturniczy i awanturnicza przestrzeń mają dziwną przypadłość. Wszystko jest po sąsiedzku. Kiedy Herakles dostaje polecenie pokonania wielkiego potwora już za chwilę jest na miejscu i walczy. Nie ma długich podróży, wszystko dzieje się zgodnie z zasadą: wtem, nagle, Okresy "zwykłości" są oddzielone od niezwykłości w sposób dynamiczny i zaskakujący.. A im dalej zostaje wysłany nasz bohater, tym dziwniejsze stwory i postaci spotyka: kobiety walczące jak mężczyźni, wielkie potwory morskie, tajemne wejście do Hadesu, ptaki o żelaznych dziobach, itp.
Nietrudno zauważyć, że przypadek rządzi tu wszystkim i taka konstrukcja nie mogła się ostać dłużej.
Czas powieści greckiej nie ma też charakteru trwania związanego ze starzeniem się. Bohaterowie, których poznajemy są młodzi, a następnie przeżywają niezliczoną ilość przygód i podróży, by zakończyć np. na ślubnym kobiercu tak, będąc tak samo młodym i świeżym.


Powieść rzymska

Tutaj mamy już widoczną przemianę bohatera (Apulejusz, Metamorfozy). W powieści grackiej, nie stroniącej od zjawisk paranormalnych, snów, bogów, mamy jednak inną funkcję przypadku - nie jest on bodźcem do WYDARZANIA się natychmiast, lecz jest rodzajem wskazówek: sny, wizje, bogowie, pobudzają bohaterów do PRZEBUDZENIA, zmuszają do aktywności, dzięki temu bohater ma więcej władzy, nie jest już pionkiem w grze, "bożym igrzyskiem", lecz bohaterem zmianiającym się w czasie - np. z gnuśnego w pracowitego, z lekkomyślnego w rozumnego. Jednak w dalszym ciągu pzemiana bohatera, jego losy są sprawą PRYWATNĄ i to ukazuje podobieństwo do greckiej powieści.

Średniowiecze - czas grupowy

W średniowieczu bohater funkcjonował często w równie "cudownych" przestrzeniach, co w antyku, tylko, że najczęściej dotyczył biblijnej interpretacji czasu - był to czas "pionowy". Cały przestrzenno-czasowy świat zostaje poddany interpretacji symbolicznej. Czas wydaje się wyłączony z samej akcji utworu, bo chociaż widzimy losy bohatera, to sens ukazywanych wydarzeń jest "ponadczasowy". Najlepiej widać to u Dantego, gdzie czas biografii bohatera i czas historyczny mają charakter symboliczny. Zasadą pionowego świata u Dantego jest równoczesność wszystkiego: wszystkie kręgi piekieł, czyśćca i niebios istnieją obok siebie i dobrze się mają. W ten sposób wszystko, co na ziemi rozdziela czas, w wieczności łączy synchronia współistnienia.

Renesans - człowiek 

W renesansie człowiek sam zaczął być światem, który chciało się poznawać. Nie tylko ludzki organizm, ciało, lecz także psychika, dusza, przemijanie - z punktu widzenia człowieka. Człowiek jest jednak tutaj postacią PUBLICZNĄ. Jest oglądany przez innych, pojawia się w kontekście społeczeństwa, państwa, całej ludzkości, a także historii. Sąsiadował ze sobą czas wieczny i prywatny, obcość przestrzeni z przestrzenią przyjazną, język poufały z oficjalnym. Można powidzieć, że renesans odczarował czas, który zaczął płynąć swobodnie.

Oświecenie - zegar

W oświeceniu wyszliśmy poza człowieka i w jakiś sposób wizja czasu oświeceniowego towarzyszy ludziom do dziś, nie licząc Einsteina i jego teorii. uporządkowane, racjonalne zmiany - tak widzą czas twórcy narracji postępu ludzkości wywodzący się z oświecenia. Czas odmierzany w szkole, w pracy, w karierze. David Copperfield, ale też początki Darwin. Nauka zaczęła brać prym nad resztą życia, w tym nad czasem, który stał się czasem kontrolowanym, a Bóg mógł być w tym mechanizmie co najwyżej pierwszym, który nakręcił zegar, o ile w ogóle zastanawiano się, czy warto używać takich pojęć jak wieczność, Bóg. Newton tego nie potrzebował.

Współczesność - względność czasu

Człowiek od dawna wie to, co fizycy kwantowi głoszą z lubością, czyli względność upływu czasu, wystarczy przypomnieć, że Einstein ponoć przewidział wpływ grawitacji na szybkość upływu czasu: wzory ogólnej teorii względności są każdego dnia wykorzystywane przez system nawigacji GPS. Innym wnioskiem jest istnienie grawitacyjnych fal - zmarszczek czasoprzestrzennej geometrii podróżujących przez wszechświat z prędkością światła. Czy to jednak rzeczywiście modyfikacja czasu? Przecież to nic innego jak czas zakrzywiający przestrzeń niczym gazetę, której rogi zbliżamy do siebie. W sensie ogólnym nie ma to znaczenia. Człowiek, który wstawał na ósmą do pracy, dalej będzie wstawał na ósmą, nawet jeśli przyleci do pracy rakietą lecącą z prędkością ponadświetlną. Po prostu zakrzywiona czasoprzestrzeń wywołuje złudzenie spowolnienia czasu, ale nie zmienia to faktu, że i tak istnieje tylko chwila obecna.

Jeśli naprawdę chcemy doświadczyć procesu zwolnienia upływu czasu, wówczas musimy pamiętać, że to wyższy wymiar wpływa na niższy, a nie odwrotnie. To trzeci wymiar wpływa na drugi oraz czwarty na pozostałe niższe. Dlatego właśnie Einstein stwierdził, że czas jest względny, ponieważ"godzina spędzona z piękną dziewczyną na ławce w parku mija jak minuta, podczas gdy minuta siedzenia na rozpalonym piecu wydaje się godziną". Dzieje się tak, ponieważ w piątym wymiarze, gdzie wszystko jest chmurą prawdopodobieństwa, pewna decyzja wpływa na jakość zmiany, którą wywołał proces nazywany tutaj upływem czasu.

Upływ czasu, a raczej hierarchia zmagazynowanych wydarzeń jest niczym innym, jak gęstością historii, która z konieczności będzie oparta na tylko wybranych, istotnych dla opowieści punktach, gdyż nie sposób przedstawić wszystkiego, pełnego obrazu. Bazuje więc na tym, co najistotniejsze i tak też stosuje się strukturę czasową w procesie opowiadania: pokazuje się rzeczy istotne z punktu widzenia tego, co się wydarzy później. Wyobraźmy sobie następujący początek opowiadania:

 "Ania skończonym praniu wywiesza ubrania nad strumieniem, nagle wpada do wody, po wyjściu z niej zdejmuje, suszy ubranie, zakłada ponownie i wraca do czynności wywieszania prania"

Oczywiście czynności wykonane przez Anię nie wnoszą nic do fabuły, więc tak nakreślony plan wydarzeń jest po prostu nudny. Jeżeli czas ma "zagrać" w opowieści, to musi się coś zmienić.

Autorzy teorii pisania scenariuszy filmowych odkryli, że już na początku opowiadania ta zmiana powinna być drastyczna, by zmusić ZWYCZAJNEGO bohatera do NIEZWYKŁEJ podróży. Ten punkt to punkt bez powrotu. W tym punkcie bohater jest bliski śmierci albo traci coś/kogoś, z czego nie potrafi zrezygnować i w tym momencie włącza się stoper CZASU OPOWIADANIA. Kolejne punkty zwrotne to już tylko konsekwencja wyjścia poza zwyczajny świat, gdzie miarą czasu byłą PRZEWIDYWALNOŚĆ. W świecie, który rozpoczyna punkt bez powrotu już nic nie jest przewidywalne, stoper puszcza bohatera w ruch i żąda zmian. O dziwo, nawet jeśli bohater wróci do dawnego świata, nie będzie już ten sam. Są oczywiście współczesne zabiegi Becketta, Różewicza próbujące zanegować zmianę jako naturę rozwoju fabuły, ale to bardziej interesujący eksperyment, a nie pomysł na uniwersalny scenariusz, bo jak widać w opowieści o Ani - brak zmiany wywołuje znudzenie czytelnika.


Kolejna sprawa. Czy atrakcyjne jest pisanie, gdzie non stop coś się dzieje?
Niekoniecznie. Nie wszystko, co dynamiczne, intensywne i żywe, musi być ciekawe. Tajemnicą dobrego posługiwania się czasem jest dramaturgia. Czym jest dramaturgia? Jest nienudzeniem. Skorzystam w tym miejscu z kilku porad Piotra Wereśniaka (piotrweresniak.com).

Co to właściwie jest dramaturgia? Dlaczego nie można po prostu opowiadać jak się chce?
Można. Ale czy ktoś będzie chciał tego słuchać?
Gdy nie ma równowagi  między opisem a akcją, między emocjami i rozumem, istnieje niebezpieczeństwo utraty poczucia autentyczności, czytelnik po prostu przestaje się angażować, gdyż po prostu traci czas. Tak jak w życiu, gdy ktoś zaczyna przynudzać, mówiąc w sposób jednostajny, monotonny, nie zdając sobie sprawy z tego, że nikt go nie słucha.
Tak samo jest z opowieściami. Dramaturgia to coś dzięki czemu nie jest nudno. A nudy ludzie nie lubią i słusznie.
Dramaturgia jest wszędzie. I najwięcej wcale nie jest jej w filmie, teatrze czy w powieściach, lecz w sporcie. Dobry mecz piłkarski, tenis, siatkówka dostarczają milionom ludzi przeżyć najbardziej autentycznych. I są to przeżycia niezwykle intensywne, gdyż mają niezwykle zróżnicowaną, często zaskakującą dramaturgię. Na przykład słabszy zespół ogrywa bogaty i silny klub. Niektórzy z powodu emocji sportowych wszczynają wojny, a inni zabijają.
Wszystko dzięki dobrej dramaturgii.
Życie również ma swoją dramaturgię. Tak naprawdę w życiu są ważne dla nas chwile, które mają większą dramaturgię.  Odcinki  te są przedzielone krótszymi lub dłuższymi okresami nudy i „nic nie dziania się”, które są również ważne, bo dzięki nim ważne chwile mają większy blask. To dzięki temu zróżnicowaniu w naszych wspomnieniach zostają tylko momenty z dramaturgią.


Co zatem jest prawdą? Trudno powiedzieć, każdy ma na ten temat pewnie swoją teorię. Mam i ja.


1. Czas rozumiany jako ciąg pewnych wydarzeń nie istnieje. Istnieje tylko obecna chwila, a właściwie to istniała, gdyż już jej nie .

2 Wszystko, co było przed obecną chwilą, nie istnieje, choć przeszłość istnieje jako mechanizmy zapamiętywania oraz same magazyny pamięci o przeszłych wydarzeniach (ludzka pamięć, książka, dysk komputera)

3. Przyszłość za to istnieje; dostęp do tego, co nazywamy przyszłością jest niczym innym jak przewidywaniem lub wnioskowaniem na podstawie a.) zawartości magazynu pamięci b.) naszej zdolności do analizy i wyciągania wniosków.

Nie odkryłem Ameryki, wiem, ale z czasem mamy problem jako istoty trójwymiarowe, starzejące się i zabijające chwile na flimach i fotografiach. Ważne, żeby, będąc bohaterem, pogodzić się z czasem i ze zmianą, wtedy mamy w nim przyjaciela.

Komentarze

Popularne posty