Kolizja światów

To przerażające, że jest XXI. wiek, głosi się wolność, a ludzie na żyją w niewoli. Powody tego zniewolenia są dwojakie.

Jedni zniewalają się na własne życzenie, żyją w niewoli mediów, ustalanych przez nie trendów, zmieniających się mód i gadżetów. Jeśli z tej rzeczywistości pustki i nachalnego chłamu wyrastają jakieś indywidualności, to wcześniej czy później są zmuszane do uczestnictwa w systemowym tworzeniu śmietniska rozrywki, udziału w widowisku bycia lepszym od innych, lepiej ubranym, popularniejszym, zaliczającym więcej dzikich przylądków. Ten świat copy-paste przypomina świat ludzi-rzeczy pożeranych przez jakiegoś potwora, który rośnie w siłę i wchłania coraz to nowych uczestników tego spektaklu.

Za Uralem rozciągają się kraje, gdzie miliony ludzi jest wolnych od tego więzienia, nie katują PS-a, nie polują na ciuchy na wyprzedażach i nie śpią do południa po melanżu. Nie mają na to czasu, gdyż ten drugi świat pracuje na ten pierwszy, nie ma w nim za wiele miejsca na rozrywkę, fikcją jest też czas wolny. To świat ludzi-zwierząt, którzy walczą o przetrwanie z dnia na dzień, produkując wszystkie gówna, którymi się karmimy: markowe ubrania, ajfony i czczą rozrywkę. W Kambodży, Indiach, Bangladeszu. Śpią, wstają, pracują, pocą się, wracają do domu (albo i nie), śpią, pracują i tak na okrągło. Piekło, do którego nikt ich nie zapraszał, ale też nie ma od niego jakiejś interesującej alternatywy. Za to kiedy już wejdziesz do piekła, to alternatywy są - i to wiele. Albo rano wstaniesz o piątej i znajdziesz się na naczepie ciężarówki, albo zabraknie dla Ciebie miejsca i spadniesz ze zderzaka, do którego jest doczepionych już trzech innych chętnych. Potem szycie, 12 h, ten sam szew wykonywany przez 14 lat, czujesz się jak robot. Możesz nie pracować i umrzeć z głodu albo popełnić samobójstwo. Jeśli jednak pozostaniesz przy życiu, to nie ma stąd ucieczki, za kilka złotych dziennie produkujesz ubrania o wartości tysięcy złotych (w przeliczeniu na złotówki). 

 W interesujący sposób zderzenie tych dwu rzeczywistości pokazała norweska telewizja. Kilku młodych, blogerów modowych z bogatych rodzin trafia do Kambodży i tam żyje jak ludzie z fabryk ubrań. Chociaż dzieciaki z Norwegii wiedzą, że to tymczasowy pobyt, to samo otarcie się o ten świat jest dla nich przejmujące. Zamieszczam dla Was link do ostatniego odcinka programu:

http://www.aftenposten.no/webtv/serier-og-programmer/sweatshopenglish/SWEATSHOP-ep-5---What-kind-of-life-is-this-7800875.html?paging=&section=webtv_serierogprogrammer_sweatshop_sweatshopenglish

Walce o życie towarzyszy zawsze autentyzm, ludzie z Kambodży pokazują go i widać w nich niezwykłą życiową determinację. Dlaczego taki program nie powstanie w Polsce, gdzie jedna piąta osób żyje na granicy ubóstwa? Gdzie zniewoleniu przez brak środków do życia towarzyszy często zniewolenie alkoholizmem, nałogami, depresją? Chciałbym zobaczyć jakiegoś inteligentnego, wykształconego gostka wbijającego w sobotę do Opery, Banku albo innego klubu w reality show towarzystwie wielodzietnej, rodziny, gdzie ma spędzić tydzień, chodząc razem z mężczyznami na budowę, śpiąc w barakach pod Wola Parkiem, gdzie zapach potu i wapna miesza się z mgłą od papierosów. Gdzie rozmawia o prawach zwierząt i nadziejach związanych z energią odnawialną w kontenerze pełnym Ukraińców, którzy oszczędzają na posiłkach, jedząc ziemniaki z chlebem, a o wołowinie nawet nie marzą, bo ich nie stać.   Niestety nas, Polaków stać tylko na kopiowanie głupich reality show z Zachodu albo oglądanie przaśnej rozrywki w rodzimym wydaniu. Wolimy obejrzeć "Taniec z gwiazdami", "Mam talent" albo w ostateczności jakiś kabareton, solidaryzujemy się z lekarzami, kolejarzami i górnikami, których nie widzimy i nie znamy, bo są jakąś fikcyjną grupą złączoną przez związki zawodowe i media w jedną bezosobową bryłę. A reszty nie ma, nie istnieją wsie przedzielone lasami, w których cały dzień zbiera się grzyby za łączną sumę 10 zł dziennie. Nie ma zainteresowania sklepami, które ze swoimi rampami stały się domami kultury, scenami, stand upami, klubami osiedlowymi przy dużym udziale pana jabola. Nie ma kamery w mieszkaniu 80-letniego pana Julka, który przeprosił, że było głośno, bo znów zasnął przed telewizorem w sąsiednim mieszkaniu, nie ma nikogo, jest tylko telewizor. Rzeczywistość niemodna, niemedialna, zamieciona pod dywan starym numerem faktu, gdzie na okładce matka zostawiła dziecko bez jedzenia i opieki na tydzień, aż zmarło z wycieńczenia.  A ja jestem, widzę, znam i pamiętam te światy, tych ludzi i te miejsca. Ktoś ma ochotę pokazać ten świat, nie czekając, czy będzie się obawiał fiaska finansowego i poczeka na prognozy z zachodnich stacji?   

Komentarze

Popularne posty