Być mistrzem

Bycie mistrzem to temat dla mnie nienowy, zawsze wiedziałem, zawsze czułem, że powinienem dążyć do mistrzostwa i bycia najlepszym, nawet jeśli coś się po drodze  nie udaje. Przez wiele lat brakowało mi siły lub przestrzeni w głowie; nierzadko po prostu brakowało czasu albo pojawiały się nieprzewidziane przeszkody. Wszystko to nie pozwalało mi sięgać po to, czego pragnę. Co się zmieniło? Zmieniło się wszystko. Jest nie tylko coraz więcej czasu, coraz więcej energii, jest coraz więcej wiedzy, pracy i sukcesów. Czuję się częścią tego świata, tego kraju, miasta i wspólnoty.

W sobotę zagościłem na centralnym balu wspólnot katolickich, w porównaniu z sylwestrem udał się przednio. Nie było alkoholu, więc wkręcałem siew klimat powoli, właściwie dopiero podczas belgijskiego tańca obudziłem się trochę z mojego odrętwienia i smutku, potem już było tylko ciekawiej! Spaliłem na parkiecie tysiące kalorii. Wybawiłem się i choć super idealnie nie było, bo drażnił mi oczy gryzący dym, w sali nie było wentylacji, a didżej puszczał nienajlepszą muzykę, to wieczór zaliczam do udanych.  Powrót do domu o 4.00 taksówką i błogi sen. Niestety w niedzielę pospałem trochę dłużej i w konsekwencji spóźniłem się na wspólnotowe świętowanie. Miałem tam 0 12.00 powiedzieć kilka słów po węgiersku, żeby rozśmieszyć  publiczność, ale nie doszło to do skutku, bo musiałem w tym czasie kończyć rysowanie plakatu, Został mi już tylko napis do zrobienia, bo sam rysunek wykonał mój brat. Na rysunku widniały trzy postaci: kobieta, mężczyzna i Jezus; Jezus wskazywał na wodę, a ludzie, jakby w geście posłuszeństwa kierowali wzrok tam, gdzie wskazywała jego ręka. Domalowałem jeszcze dwa chrześcijańskie symbole ryb i napis "Dziękujemy za wiarę". Motyw ryb miał być kluczowy - na mszy było czytanie ewangeliczne o cudownym połowie ryb - dlatego też na świętowaniu już przy samym wejściu dostałem koronę z namalowaną rybą, potem była agape i msza.  Nie byłem aktywny przez cały ten czas, walczyłem z sennością, ale chętnie pomagałem nosić sprzęt i rozwiesiłem plakat. Niestety senność i piekące oczy trochę odebrały mi chęć nawiązywania kontaktu, więc na agape snułem się sam między ludźmi ze szklanką herbaty, a na mszy prawie spałem. Jedyne, co udało mi się w pełni, to czytanie z księgi Izajasza. Na kilka minut rozmowy Izajasza z niebem moje siły wróciły, mój głos stał się równie silny, co dzień wcześniej. Przeczytałem czytanie, jakbym to sam był Izajaszem, który otrzymuje łaskę wielkości dzięki własnej pokorze... Niestety przegapiłem własne wezwanie do modlitwy, miałem modlić się za papieża Benedykta, ale nie znalazłem kartki, kiedy po wezwaniach innych osób krzyknąłem: "Módlmy się za papieża!", nikt mojego wezwania nie usłyszał... napełniło mnie to smutkiem i dziwną słabością. Dziś rano kolejny znak, podczas kąpieli urwał mi się krzyżyk, to pierwszy taki przypadek od pół roku, ledwie go złapałem, o mało nie wpadł do odpływu. Godzinę później czytam: "papież abdykuje", robi mi się smutno, ale przyjmuję ten fakt do wiadomości. Papież znalazł siłę, żeby podzielić się ze światem swoją słabością. Świadczy to jednak paradoksalnie o jego sile i o wielkiej odwadze. Jego szczerość, wiara i pokora mogą być przykładem dla każdego.

Moja wiara też nie maleje, lecz z każdym dniem rośnie. Przestrzeń, jaką otrzymałem od świata i od Boga jest wypełniana przez miłość. Ta miłość wypełnia mnie cały czas, czuję, że jest twe mnie potężna, głęboka sfera ducha wiążąca mnie z rzeczywistością w sposób niefizyczny. Od tego weekendu jeszcze mocniej czuję, że pomiędzy ludźmi, słowami i rzeczami istnieją silne więzi i zależności. Zerwana powieka w sierpniu, niewidzialna wystawa tydzień temu i wczorajsze świętowanie to przykłady mojej słabości, ale każdy z tych momentów zaowocował niespotykanym wcześniej wzrostem wiary, nadziei i miłości i siły. Potrzebuję ich, by być mistrzem.

Komentarze

Popularne posty