Dom

Powrót w przeszłość to jak skok do ciemnej studni. Pierwsze chwile to jak lęk przed utonięciem. Studnia jest bezdenna, ale lot nie jest nieskończony. Niebawem widzę siebie, jak stoję po drugiej stronie świata, na jakiejś małej wyspie na Pacyfiku. Jak jadę rowerem po piaszczystej drodze. Kiedy ja niemal tonę w piachu, kilkaset metrów ode mnie łąką biegnie młody jeleń.  Prędkość jego biegu jest zawrotna, tnie sobą tunel tysiąca jeleni na moich oczach, jedna chwila i już go nie ma. Nie ma też mnie na drodze, bo tunel, który wyciąłem rowerem dosięgnął krańca lasu. Rzeczywistość drogi wypełniła się mną i zamknęła.

W tym miejscu kiedyś po raz pierwszy doświadczyłem, że czas nie istnieje, jest tylko wieczność - ludzie, ujadające psy na łańcuchach oraz te spuszczone z łańcucha, gęste, niczym kłęby dymu na podwórzu.
Podlewam ogródek, a za mną idzie kot świadomy swojej misji asystowania przy tej czynności, jego niespieszne ruchy i skłonność do odpoczynku wlewają we mnie spokój i przywołują orzeźwienie, którego nie mogę porównać do niczego. Na pewno do niczego intensywnego. To uczucie odległe od wszechobecnego tu zapachu bzu i woni skoszonego trawnika, ma ono raczej wiele wspólnego z zapachem wody i nieba.

Wizyta w mieście, jak co pobyt w domu. Czasem niemal tak obowiązkowa, jak kościół. Uobecnienie miasta to inna podróż, podróż w tunel w wiecznej pogoni za nowością, za czasem, kiedy małe sklepy warzywne wabiły zapachem świeżych gruszek i oranżady.

Komentarze

Popularne posty