Wybory na Węgrzech

Dziś wybory parlamentarne na Węgrzech, za chwilę rozstrzygnie się, czy rząd stworzy urzędujący obecnie od wielu lat na stanowisku premiera Viktor Orbán czy jego konkurent Márki-Zay Péter. Co bym zrobił, gdybym był Węgrem? Wybór ten, niegdyś dla mnie prosty: tylko Orbán, dziś nagle wydaje mi się niesamowicie trudny. Dlaczego? Bo ani nie przekonuje mnie szeroka koalicja anty-Fideszu, reprezentująca partie "od Sasa do Lasa", czyli zarówno partie o poglądach skrajnie lewicowych, jak i skrajnie prawicowych, ani sama partia Orbána, który głosi co prawda poglądy podobne do moich, ale jak dotąd nie opowiedział się otwarcie przeciwko Putinowi, który dokonał inwazji na Ukrainie. Nie zazdroszczę Węgrom idącym dziś do urn i mogę tylko odetchnąć, że ten  dylemat ten nie dotyczy nie. Bardzo współczuję teraz każdemu, kto jako obywatel węgierski idzie do urny, mając podobne poglądy do mnie. Chce bronić chrześcijańskich, narodowych wartości,  a jednocześnie stać po stronie Ukraińców. Jedno jest pewne: nawet najtańsza benzyna w Europie nie jest warta przelanej krwi Ukraińców. Sądzę, że to, co się dzisiaj Węgrom opłaca, stanie się w niedalekiej przyszłości ogromnym wizerunkowym, a nawet gospodarczym problemem. Chociaż Orbán wygra te wybory - a wszystko na to wskazuje - to będzie się zmagać przez lata z ogromną krytyką i oskarżeniami o "bycie przyjacielem Putina" oraz o hipokryzję. Krąży przecież po internecie film, w którym widać i słychać, jak w 2008 roku Orbán potępia rosyjską agresję w Gruzji, przypominając wejście radzieckich czołgów na Węgry w 1956 roku. Dzisiejsze stanowisko Orbána wobec wojny na Ukrainie niestety pokazuje, że stosuje on podwójne standardy. Jak to możliwe, że to, co było problemem w 2008 roku, już nim nie jest? Czy Orbán zdaje sobie sprawę, że w ten sposób za cenę dobrych, przyszłych relacji z Rosją, sprzedaje wierność własnym poglądom, wyrosłym z niepodległościowej, antykomunistycznej tradycji? Sam Zełeński zwrócił się niedawno do Orbana: "Viktor, czy wiesz co dzieje się w Mariupolu? A ty się wahasz - sankcje czy nie? Przepuszczać broń dla Ukrainy czy nie? Czy handlować z Rosją czy nie? Nie ma czasu na wahanie. To czas na decyzje." Orbán jednak wybrał handel z Rosją, ale nie wie, że tania ropa dziś, może go w przyszłości bardzo drogo kosztować. 

To niestety nie jedyna cena, którą Orbán zapłaci. Poza bezpośrednią krytyką Węgier, dokonaną przez Zełeńskiego, przyszły już do Orbána pierwsze ciosy z zupełnie niespodziewanej strony: odwołanie spotkania Grupy Wyszechradzkiej, której Węgrzy w tym roku przewodniczą. Stało się to z powodu odmowy przyjazdu przez ministrów Polski, Czech i Słowacji; był to wyraz ich dezaprobaty wobec stosunku Orbána do inwazji rosyjskiej na Ukrainie. Postawę Putina krytykuje otwarcie nawet Polska, z którą łączą Węgry wielowiekowe tradycje serdecznej przyjaźni. Ale to dopiero początek, bo Orbán musi sobie zdawać sprawę z tego, że jego decyzja będzie miała teraz bardzo daleko idące konsekwencje.  Bo co z tego, że Węgry przyjęły 500 tys. uchodźców z Ukrainy, skoro ciągle nie padły zdecydowane słowa o potępieniu rosyjskiej agresji? Ta rysa wizerunkowa przysporzy Orbánowi oraz samym Węgrom licznych, nowych wrogów, i to zarówno w wypadku wygranej Ukrainy, jak i Rosji. Spójrzmy tylko: każdy ze scenariuszy wojennych będzie teraz dla Budapesztu niekorzystny. Jeśli wygra Rosja, Węgry staną się dla Europy przyczółkiem Putina i zachodni świat zacznie banować i hejtować wszystko, co węgierskie i uczyni z Węgier nieformalną radziecką republikę na kształt Białorusi. Jeśli wygra Ukraina, wówczas Rosja już się nie podniesie, ani gospodarczo, ani wizerunkowo i wtedy na nic dobre kontrakty paliwowo-gazowe. 

Chiny to teraz jedyna nadzieja Rosji i już teraz mogą uzależnć ją od siebie gospodarczo. Rosja wykończona politycznie i ekonomicznie, z rosyjsko-chińskim nowym rządem będzie państwem, które może być nieobliczalne, nawet w wypadku dawnych sojuszników, czyli na przykład Węgier. I tak źle, i tak niedobrze. Rzeczywistość jest jednak pewnie jeszcze bardziej skomplikowana, a wiele sojuszy, o których trąbią dziś w mediach, istnieje niestety tylko na papierze, jak chociażby memorandum budapesztańskie o nienaruszalności granic Ukrainy, z którego Putin zakpił sobie już w 2014 roku, atakując Donbas,a teraz zrobił to otwarcie, dokonując pełnej inwazji kraju. Poczekajmy jednak, a przekonamy się, jak się historia potoczy. Jedno jest pewne: już dziś, w niedzielę 3 kwietnia, zdecyduje się przyszłość Węgier i oby śnieg, który dziś spadł w Budapeszcie, ochłodził nieco spiętrzone emocje polityków i ich zagorzałych zwolenników, bo wybór, którego trzeba dziś dokonać musi być trzeźwy, a nie oparty jedynie na tym, co się dziś opłaca. 

Komentarze

Popularne posty