Pisanie, pisanie

To wcale nie jest łatwe. Kładziesz przed sobą kratkowany zeszyt, który jest dosłownie więzieniem, okratował się przed Twoim długopisem, jakby Ci mówił: "Stop, nie wolno". Myślisz, myślisz. Po kilku minutach widzisz już obraz, z niego powstaje ciąg pierwszych zdań, potem dochodzą kolejne. Krata roztapia się w cienkich granatowych liniach kolejno pisanych zdań. Po minucie zauważasz, że boli Cię ręka od pisania i byłoby Ci wygodniej klepać na klawiaturze. A jednak nie.

Nie poddajesz się, piszesz kolejne zdania, powstaje pół strony, cała strona, półtora strony. Jest. Gotowe. W tym tempie napiszesz powieść do końca przyszłego roku, nie napawa to optymizmem. Dlatego nadchodzi czas na wyjazd z Warszawy. Dziś wyjedziesz. Postanowione. Na kilka dni, bo nie możesz się oszukiwać, że zrobisz postęp, siedząc w hałaśliwej stolicy. Za dużo tu wydarzeń, w których chcąc nie chcąc uczestniczysz albo się wobec nich określasz. Tymczasem wystarczy te 4 dni w miesiącu pobyć tylko ze sobą, z własną wrażliwością, by nie rozmienić się na drobne, by nie ulegać pokusie, aby w każdej możliwej sprawie zajmować stanowisko i określać się wobec planów innych ludzi.

Relacje są ważne, lecz równie ważne jest tworzenie opowieści o sobie i opowieści o świecie, który także zasługuje na to, by spojrzeć nań uważnie, przyjrzeć mu się ze spokojem, milczeniem. Tylko wtedy podzieli się z Tobą całą swoją głębią. Zamiast prześlizgiwać się po powierzchni życia, wejść w nie, intensywniej, głębiej. Wierzę, że to co się pisze, jest już gdzieś spisane, trzeba się tylko do tego dokopać, oczyścić z zewnątrz jak posąg okuty dłutem z niepotrzebnego marmuru.

Komentarze

Popularne posty