Dziennik z epidemii. Dzień 9




Kiedy wracałem do domu wieczorem, z mojej bramy wynosili nieboszczyka. Instynktownie minąłem bramę naszej kamienicy i udałem się na dłuższy spacer. Pierwszy odruch: żal człowieka, modlitwa za niego. Drugi odruch: A co jeżeli zmarł na koronawirusa i mieszkał w mojej klatce, codziennie kaszlał i otwierał tę samą klamkę? W takich chwilach u homo sapiens altruizm zaczyna zmniejszać swój stopień oddziaływania i pojawia się zwierzęcy instynkt przetrwania. Tak też było i u mnie.

Czytałem wczoraj wywiad z panią Olgą Tokarczuk, która była rozczarowana tym, że europejskie kraje zamknęły swoje granice, że boimy się tych "obcych", którzy przynieśli zarazę, jakby ta zaraza miała pochodzić gdzieś z zewnątrz. Nic głupszego dawno nie czytałem. Z całym szacunkiem dla pani noblistki, a skąd niby ona pochodzi? Może z Zakopanego? A może z Kutna? Zasada ograniczonego zaufania każe nam dbać o siebie i o naszych najbliższych przede wszystkim. Robią to nawet zwierzęta, które pani Olga tak często stawia za wzór dla swoich czytelników. Dlatego będę starał się kupować teraz polskie produkty, szukać sprzedawców z bazarów, próbować ratować małe polskie biznesy i bezdomnych w pobliżu. Dbać przede wszystkim o rodzinę i tych którzy są blisko.

Dlatego też wracając do domu, zdezynfekowałem domofon i klamki. Może uratowałem w ten sposób życie paru moim sąsiadom? Ponad połowa z nich jest w podeszłym wieku. Na razie poza tym, oraz poza modlitwą za zmarłego, nic dziś nie będę mógł więcej zrobić. Pocieszam się myślą, że może wcale nie umarł(a) z powodu koronawirusa? W takim razie dlaczego jest tak głośno na klatce schodowej, mimo że już północ? Raczej się tego dziś nie dowiem, zostawiam to Bogu, a zmarły niech odpoczywa w pokoju.

Komentarze

Popularne posty