Po przerwie

No i stało się, rok przerwy w postowaniu. Nawet nie wiem, dlaczego! Pisanie to dziś niełatwa sprawa. Trzeba wiedzieć, dla kogo się pisze. Praca w reklamie nauczyła mnie jednego: każdy komunikat wypuszczany w świat powinien mieć swoją grupę docelową, ludzi, których ta treść zainteresuje, do których trafi, którym coś ciekawego opowie. Opowie jakąś historię, o mnie, o moim widzeniu świata.
Jednak nawet wtedy nie ma gwarancji, że ktoś zrozumie moje intencje właściwie. Dlatego tekst powinien mieć także swój cel, podobnie jak kampania reklamowa: ma kogoś przekonać, zachęcić, zniechęcić lub wyjaśnić nastraszyć lub stworzyć poczucie w czytelniku poczucie bezpieczeństwa.

Dawniej tekst był po prostu tekstem pisanym, drukowanym, był czymś podanym czytelnikowi na tacy, w książce, w gazecie, dopiero potem dyskutowano o nim. Czasami - gdy jakiś artykuł wzbudzał szczególne emocje, dotykał kogoś osobiście - wówczas ktoś inny, dotknięty jego treścią, pisał obszerny artykuł-odpowiedź. To wszystko oczywiście trwało, dawało autorowi odpowiedzi czas na zebranie dowodów, przykładów i poukładanie sobie w głowie tego wszystkiego. W ten sposób dyskurs stawał się uporządkowany i logiczny.

Dziś tekst stał się czymś żywym, interaktywnym, włączonym w natychmiastowy dialog. Wideo i media społecznościowe przerobiły tekst na informację. Sam tekst stał się mową, mówi się jednak nie tylko głosem, ale i całym ciałem; co więcej - mówi się, nawet milcząc, choćby wtedy, kiedy człowiek staje się kontekstem większej sytuacji albo nawet stojąc sobie obok kogoś innego, wydaje się wtedy mówić: "ja nie mam nic ważnego do powiedzenia teraz, to on mówi za mnie, właściwie zgadzam się z nim". Zazwyczaj jednak niewiele osób chce, by mówiono za nich, głosowano za nich, stawiano za nich kropkę na końcu zdania i w ten sposób coraz więcej osób chce uczestniczyć w ogólnym dyskursie; to jest właśnie wolność słowa, demokracja. Ludzie korzystają ze swoich praw. I dotąd bardzo dobrze.

To wszystko jednak dzieje się szybko. O wiele za szybko. Ze szkodą dla każdego. Z uporządkowanej informacji potrafimy odcedzić emocje od logicznego wywodu, ale taka jest dziś w mniejszości, za to wiele jest informacji nieuporządkowanych. Informacja nieuporządkowana ma to do siebie, że nie jest cząstkowa lub bazuje głównie na emocjach. Celem informacji nastawionej na emocje jest nic innego jak wzbudzenie emocji w innych. Stronniczość, subiektywizm, obraźliwe słowa. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że upubliczniona informacja żyje własnym życiem i oddziela się od autora, często nawet autor sam się wstydzi swojej informacji i ją kasuje tuż po upublicznieniu. Ale zawsze można zrobić screen i pokazać to, co miało zostać ukryte. Można też nagrać, jak ktoś dotąd "pilnujący się" mówi lub robi rzeczy, które są w jakiś sposób nieakceptowalne i puścić to w obieg. Strasznie to wszystko wygląda, ponieważ nie można już nikomu wierzyć w dobie szukania i znajdowania haków, obnażania słabych stron u ludzi cieszących się jakimkolwiek autorytetem. Piotr Fronczewski kiedyś powiedział nad grobem Holoubka, że dziś źle rozumiemy sztukę, rozumiemy ją jako dzielenie się z ludźmi własnym nieuporządkowaniem, chaosem, fragmentem jakiegoś procesu, podczas gdy sztuka, a więc także sztuka przekazywania informacji, powinna nieść w sobie uporządkowany przekaz, który zaspokaja więcej potrzeb, niż jedynie samą potrzebę wyrażania siebie, zdobywania popularności, zarabiania pieniędzy. Sztuka informacji powinna być według mnie z zasady dzieleniem się pewnym dobrem, pokazywaniem prawdy w sposób jak najbardziej rzetelny i obiektywny. Nie prawdy w stylu, kogo albo czego nienawidzę, nie szanuję i za co. Nie forsowania własnych poglądów, gdy się ktoś z nimi nie zgadza. Nie wulgarności, posługiwania się argumentami ad personam. Ktoś powie - "wolność słowa". I co z takiej wolności, skoro rani ona drugiego człowieka?

Jednak właśnie taki przekaz ludzi pociąga, atrakcyjny, pełen obelg, przemocy, agresji. Dlaczego? Otóż można poczuć się bezpiecznie, gdy czytamy obelgi pod adresem innych - uff...to nie o nas mówią. Wulgarność, krzykliwość w sferze publicznej to także przełamanie pewnego tabu, ludzi zawsze interesowały takie rzeczy, jak publicznie okazywane emocje. Scenka na peronie metra: chłopak biegnie za dziewczyną, krzyczy: "nie zostawiaj mnie!!!". Nagle wszyscy spoglądają w tamtą stronę, parę osób nawet podchodzi bliżej. Odruchowa początkowo reakcja zaczyna wzbudzać ciekawość: co będzie dalej? Zgodzi się, czy nie? Tworzy się spontanicznie mały teatr na peronie.

Nie pisałem przez rok, myślałem sobie: co z tego, że mam bloga, przygotowuję tekst dokładnie, dbam o obiektywność, by nie być dla nikogo stronniczym, a wyświetlają go pojedyncze osoby? A przecież odpowiedź jest taka oczywista: po prostu ludzie szukają dziś rozrywki! Chcę się dobrze bawić, wolę posłuchać osoby, która przekazuje informacje w sposób nieco bardziej bezczelny, subiektywny, stereotypowy. Nie ważne, czy prawdziwy. Na bloga czy do YouTube'a wchodzi się w tym samym celu, w jakim chodzi się do kina: ma być atrakcyjnie, dużo emocji, dobry scenariusz, dobra gra aktorska. To nic, że za kurtyną obrażalskiego blogera lub youtubera zionie bezdenna pustka. To nic, że niejeden niecierpliwy autor sam będzie za chwilę żałował tego, co wrzucił. Ludzie karmią się emocjami, ponieważ sami ich nie doświadczają, nie dają ich innym i ich nie otrzymują. Głód emocjonalny i zaspokajany jest niestrawną papką emocji dostarczanych przez kontrowersyjne kanały wideo i blogi. Rodzi się chęć, by samemu mieć tak barwne życie, jak youtuber czy bohater filmu. Tylko że to jest fikcja, napisany na kolanie scenariusz może i nosi w sobie znamiona prawdy, ale jest to prawda koloryzowana, przetworzona dla wzbudzenia mocnego efektu. Rzeczywistość nie jest genaratorem bajek, to człowiek sam je tworzy; kura nie znosi pisanek, to człowiek je maluje. Odróżnienie prawdy od fikcji i kłamstwa to jedna z misji autora.

Bycie autorem to moim zdaniem ogromna odpowiedzialność, to wiara, że pisząc, tworzę wartość, zmieniam ludzi na dobre. Problem w tym, że odpowiedzialność to strasznie niepopularne słowo, nikt go za bardzo nie lubi. Właściwie to kojarzy się z tym, że jest to odpowiedzialność karna. To prawda, w polityce, wśród osób publicznych odpowiedzialność za przekaz jest egzekwowana prawnie, można kogoś podać do sądu za zniesławienie, ale to tylko wierzchołek góry lodowej, pod nim jest bezdenna góra wzajemnego obrażania się osób, które się nie komunikują, lecz walczą ze sobą, a jak mówi René Girrard - rywalizujący przeciwnicy z czasem upodabniają się do siebie. Powiem Wam, nie widzę dla siebie miejsca w świecie podobnych do siebie ludzi, rywalizujących o popularność w różnych sposób atrakcyjnością, agresywnością przekazu. Nie widzę siebie w tym biegu, bo nie ma tam nie ma miejsca na prawdę, nie ma miejsce na miłość. Jest tylko jedno wyjście.

Zastąpić rywalizację szacunkiem, mówienie - słuchaniem, oczekiwanie - dawaniem. Cały czas uczę się tego, ale tylko ta wąska ścieżka jest warta, by po niej kroczyć. Ta szeroka autostrada informacji, gdzie wiedza miesza się z rozrywką i biznesem, to droga donikąd! Czas, byście zrozumieli, drodzy autorzy, że autor, bloger to sługa, który ciężko pracuje czytając 100 stron, by napisać jedną, to osoba słuchająca i uczestnicząca w życiu innych, a nie pełen roszczeń król-sędzia zbierający ukłony, lajki od komentujących go widzów i czytelników. Pycha i próżność oddalają od prawdy, bo warto wiedzieć, że jeśli jesteśmy próżni, to taka sama będzie nasza publiczność - pełna pychy, żądająca coraz bardziej atrakcyjnej formy, coraz większej rozrywki. Czy nie lepiej otaczać się nielicznymi, ale wartościowymi ludźmi? Z czasem może się okazać, że zamiast być dla innych źródłem informacji, staniemy się wzorem wielu znanych youtuberów zwykłymi błaznami, którzy skompromitują się publicznie za ileś tam wirtualnych polubień czy subów.

Martwi czasem małe grono czytelników, ale też cieszy, szczególnie gdy się zna tych ludzi po imieniu. Po co znać cały świat? Albo po co cały świat ma mi patrzeć na ręce i oceniać każdy mój krok? Wznawiam pisanie po roku, bo nabrałem wreszcie wiary, że warto kontynuować ten projekt. Warto pisać o sprawach, które zajmują mnie i dzielić się tym z innymi!

Komentarze

Czy inspiracją do napisania tego posta była nasza wtorkowa rozmowa?
Jeśli tak,to bardzo się cieszę.
Jeśli nie, to też się cieszę. (że coś nowego powstało) :)
Unknown pisze…
Tak, była :) Wreszcie ktoś to czyta! :)
Anonimowy pisze…
Zawsze ktoś czytał. Tylko nie każdy się z tym czytaniem ujawnia w komentarzach. Ale fajnie że znów piszesz :)
Anonimowy pisze…
I kolejny rok ciszy...

Popularne posty